Mialam dodać dawno, ale nie dodałam, bo mam downa. Nie umiem nic, prawie ze wszystkiego zagrożenia, ja już nie chcę, borze szumiący... ;-; Byle do świąt, byle zdać na półrocze, byle do ferii, byle do wakacji. A po wakacjach znowu to samo. Aż do osiemnastki, wyprowadzę się w chuj daleko i ślad po mnie zaginie. I dobrze, tak ma być. Czyli jeszcze rok. Rokrokrok. A zaraz urodziny. I tak nic nie dostanę, norma. Nawet czekolady. Pewnie znowu uslyszę "O, Olka, Ty masz dzisiaj urodziny! Zapomniałam! Najlepszego!" Koniec. I nic oprócz tego, tylko krzyki na mnie jak zwykle, jaka jestem beznadziejna. Co to mam nagle w domu nie zrobić. Dostanę tort, którego nawet nie tknę. W ogóle, ja nie wiem, czemu ja to tu piszę. Koniec, stop. Idę, żegnam, eh.