Pociąg mknął jak szalony. Obraz za szybą rozmywany był przez wielkie, i jakby nazbyt mokre krople deszczu. Spływały one jedna po drugiej, łącząc się w coraz większą kałużę uczuć.
Oderwała wzrok od okna, wracając do rzeczywistości. Siedząca naprzeciw niej kobieta o ciemno-rudych włosach uśmiechnęła się przyjaźnie w momencie, kiedy lekko przygarbiony siwy staruszek zapytał o godzinę.
Właśnie w tym momencie serce zaczęło wybijać alarm ostrzegawczy. Skronie pulsowały tak szybko, że wywoływało to zawroty głowy. Ręce posiniały i zaczęły drżeć.
"Za dwadzieścia trzy minuty moje plany i marzenia będą w bezpowrotnej drodze do swoich planów i marzeń." - W momencie, kiedy owa myśl zaatakowała jej umysł, wielka łza wykonała wędrówkę po jej bladej twarzy, a piwne dziewczęce oczy w jednym momencie przybrały zupełnie inny wyraz. Źrenice błądziły wychwytując widoki zza szyby pociągu, a kosmyki blond włosów, układając się w bezładzie na opalonej twarzy, mokły we łzach.
Ciągle zerkała na zegarek z nadzieją, że czas jednak stanie w miejscu. Nie stawał...
Usłyszała dźwięk esemesa, błyskawicznie wyciągnęła telefon z torebki i spojrzała na ekran. Wprawdzie nie tego nadawcy się spodziewała, jednak włączyła odczyt wiadomości. "Jak się czujesz? Nie martw się, on wróci..."
W momencie, kiedy chowała telefon do kieszeni torebki, zauważyła, że nadeszła pora, kiedy musi opuścić stary, ciemnozielony pociąg.
Skronie pulsowały jeszcze szybciej niż przed paroma minutami, a oczy jej były niespokojne. Opuściła peron, rozejrzała się i nie widząc nigdzie taksówki, zaczęła biec ile sił w nogach. Zdjęła wysokie buty i trzymając je w rękach pokonywała kolejne setki metrów. Po jakimś czasie, widząc samochód oznaczony ze wszystkich stron oświetlonym napisem "TAXI", niestarannie, z ogromnym rozmachem, pociągnęła drzwi i zajęła miejsce na tylnym siedzeniu. Niemłody, siwiejący kierowca ocknął się szybko wybudzony z lekkiej drzemki.
Krzyknęła: Lotnisko! Na lotnisko poproszę! Szybko! Te słowa wyszły z niej w tak wysokim tonie, że ludzie mijający samochód, w którym się znajdowała, odwracali się i patrzyli na nią z niekrytą pogardą.
Błyskawicznie mijali kolejne ulice, z każdą kolejną sekundą byli coraz bliżej celu.
Nie mogła znaleźć dla siebie miejsca w małej taksówce, ciągle zmieniała pozycje, w której siedziała. Aby być myślami możliwie najbliżej spraw całkiem przyziemnych starała się rozpocząć rozmowę z kierowcą na najzwyklejszy temat jaki mogła na poczekaniu wymyślić. Rozmowa straciła sens po pierwszym wypowiedzianym przez nią zdaniu, dlatego zaniechała prób dalszej dyskusji. W momencie gdy ujrzała tablicę mówiącą o tym, że lotnisko jest pięćset metrów przed nimi, zamarła.
Samochód ledwo został zatrzymany, a jej już w nim nie było. W biegu krzyknęła tylko podziękowanie, którego, prawdę mówiąc, kierowca wcale słyszeć nie musiał.
Na terenie lotniska rozległ się kobiecy głos, którego nigdy nie lubiła. Sztuczny, wyuczony, mówiący o tym, że samolot do Wielkiej Brytanii już ląduje na stanowisku. Nie miała siły szybciej biec, czuła uniemożliwiający jej dalszą pogoń skurcz w łydkach, którego nie była w stanie pokonać, a kolka dokuczała jej odkąd wybiegła z taksówki. Jedno wiedziała - nie zwolni. Nie może zwolnić w biegu po swoje marzenia.
Zdyszana znalazła się w wielkim oszklonym budynku. Pot spływał jej z twarzy, bluzka rozpięta była tak, że nic nie było w stanie zakryć półnagich piersi. Nie miała czasu na poprawę swojego wyglądu, jej oczy szukały jednej postaci i MUSIAŁY ją znaleźć. Jak najszybciej.
Stał w kolejce do bramki, na jego widok aż pisnęła z radości. W obawie, że może nie dobiec do niego na czas, krzyknęła tak głośno jak tylko mogła. Jego imię echem odbijało się od wszystkich oszklonych ścian budynku. Gwałtownie odwrócił się w jej stronę i oniemiał. Szybko wydostał się z tłumu i podbiegł do niej. Czy rzuciła mu się w ramiona? Nie. Patrzyła mu w oczy, starając się dotrzeć przez nie w głąb męskiej duszy. Spoglądała w jego źrenice tak, jakby tylko po to pokonała te osiemset kilometrów.
Ujął dłońmi jej twarz i zapytał: Dlaczego tu jesteś? Dlaczego jesteś tu teraz?
W odpowiedzi wyciągnęła z torby jego krawat, który zostawił u niej przypadkiem zeszłego miesiąca. "Chciałam ci tylko oddać twoją własność, która może ci się przydać" - powiedziała wolno, ciągle patrząc głęboko w jego duże oczy.
Na te słowa jego twarz ogarnęła dziecinna, szczera radość. Począł śmiać się głośno, a zarazem tak cicho jakby tylko dla niej.