i łapiemy misia Tedd'yego xd. a oto dawka emocji:
"- Nawet się nie waż. - usłyszałam za sobą głos. Wiedziałam, do kogo należał. Bo kto by się tak o mnie troszczył, jak nie mój ukochany?
- Oj, weź przestań, nic mi się nie stanie. - Zdążyłam rzucić mu tylko wściekłe spojrzenie, bo już mnie nie było w tamtym pomieszczeniu. Obecnie byłam na dworze, przy motorze. Porwałam kask i włożyłam go na głowę. Wskoczyłam na pojazd i pojechałam. Wkurzyłam się, kiedy usłyszałam odgłos teleportacji. Tak, to było naprawdę irytujące. Chciałam pojechać się zabić, głupi! Czy znów musisz mi przeszkadzać? Daj mi w końcu to, czego chcę, to, czego pragnę, to, o czym marzę, a nie mi tego nie dajesz... och, oni są jednak dziwni. Dość, że nie mają podzielności uwagi, to jeszcze troszczą się o nas jak o dzieci. Wiedziałam, że czyta mi w myślach. W końcu dało się to odczuć. Byłam szczęśliwa, będzie wiedział, co o tym myślę. A więc po co mi dali ogień, hmm? No po co? To było denerwujące. Z zamyślenia wyrwało mnie westchnienie. No tak. Dalej czytał. I dobrze. Najlepiej, żeby się wreszcie odczepił, żeby dał mi pobyć samej. a potem dla relaksu poczytałam. No właśnie. Myślał teraz, że nie jest tak, jak myślę. A niby jak jest? Niby dajesz mi pobyć samej? Nie miałam ochoty na dalszą rozmowę w myślach. Chciałam wyrzucić to z siebie, pokłócić się... stanęłam. Niech zostanie tu sam. Zsiadłam z motoru i teleportowałam się do mojego ulubionego miejsca - wodospad, cudowne miejsce, do którego mnie sam kiedyś zabrał. Niech popatrzy, jak spadam ku tafli wody, na skały. Niech popatrzy. W końcu ja nie chciałam tak żyć i jeśli myślał, że to się zmieniło, to się grubo mylił. Byłam już na samej górze. wystarczyło skoczyć. I owszem. Zrobiłam to. Leciałam i nagle, gdzieś w oddali usłyszałam okropny, znienawidzony przeze mnie odgłos cholernej teleportacji. Czy już, do cholery nie mogę skoczyć? Zawsze mnie uratujesz? Nie wiesz, jakie to irytujące[...]"Tak dzieci drogie. Edukujcie się. Pogrubione i podkreślone: tak, panowie, wy jesteście tacy. a my mamy podzielność uwagi! łahahahaha. xd trzeba było na Pana Błękitnego ponarzekać."Przepraszam, że to zrobiłam, ale nie mogłam tak żyć. Los wiele mi zgotował, ale nie przypuszczałam, że nastąpi t o. Siedzę tu, moja skóra jest czerwona... To właśnie przez to chcę skończyć. Nie chcę tak żyć. To jest gorsze niż ból po utracie. Nawet ojca. Jedyne, czego pragnę, to to, aby rodzice się zeszli. Tak. Chcę tego bardziej niż tej śmierci. Nie chcę być zła. Nie chcę zabijać. Nie chcę nie potrafić nad sobą panować. Nad swoim zachowaniem, emocjami, nad tym, co robię... nie chcę. Ciągle jestem smutna, samotna, zdenerwowana, ciągle mnie boli serce, ciągle płaczę, ciągle wstydzę się siebie, ciągle się boję o to, co za chwilę mogę zrobić... nie cierpię ognia, w który się zamieniam, nie cierpię koloru mojej skóry, nie cierpię odgłosu teleportacji, ba, nawet samej tej czynności. Tak, żegnajcie.
Przeczytałam list i zbliżyłam nóż do skóry. Poczułam zimno metalu, a potem czerwona, jaskrawa krew, taka, jakiej nigdy nie widziałam popłynęła z miejsca nacięcia. Tak, nie chciałam tak żyć. Pragnęłam ujrzeć biały tunel, to było wszystko, czego pragnęłam, no, oprócz tego, aby rodzice się zeszli. Spojrzałam na rękę. Błękitne dłonie były już przy niej, ze szmatką, którą chciały zatamować krwotok[...]".<resztę znacie z emblematu. i tu maćta jeszcze:"Czy moje życie zawsze będzie musiało tak wyglądać? Czy będzie w nim ciągle tyle smutku, zdenerwowania, płaczu, bólu, wstydu, strachu, a nawet samotności? Boże, ja chciałam być normalna, chciałam być człowiekiem, chciałam być kimś, chciałam być beżowa, a nie czerwona, niczym ogień, chciałam nie mieć tych, żółtych oczu o źrenicach czasem wąskich, a czasem szerokich niemalże na całe oko. Nie chciałam tego. Jezu, kiedyś byłam normalnym człowiekiem, byłam normalna, byłam szczęśliwa, nic mnie nie bolało, nie byłam zdenerwowana, mało kiedy płakałam, niczego się nie wstydziłam, niczego się nie bałam, każdy mnie lubił... wszystko było jak zamglone. Tak, z a m g l o n e było wszystko, czego pragnęłam, wszystko, co straciłam, wszystko, za co siebie lubiłam... wszystko, z czego rodzice mogli być dumni. Teraz nie lubiłam siebie. Nie lubiłam siebie za czerwień mojej skóry, żółć moich oczu, ogień, w który się zmieniałam, za to, że byłam zmutowana. Za to, że brakowało mi otwartości.[...]".