Wczoraj miałam ochotę pójść do kina. Nie na żaden konkretny film, po prostu dawno nie byłam. Jednak sprawdziwszy repertuar nie doszukałam się niczego godnego choćby najmniejszej uwagi. Trudno, 15 złotych w kieszeni. Niestety, niedzielne wieczory to problem dla kinomana, który ma tylko sześć podstawowych stacji telewizyjnych. Bo niedzielne programy wieczorne to uczta dla mas. Rzygam przekoloryzowanymi prezenterami i ich przeakcentowanymi artykulacjami telewizyjnego show-języka. Dlatego wczoraj skacząc po kanałach, zaskoczyło mnie, że w okolicach godziny 20” trafiłam na film. TVP2, czyli oprócz Ale kino! jedyny godny uwagi program emitujący filmy fabularne i tym razem mnie nie zawiódł. Film zaczyna się od ujęcia, w którym główni bohaterowie pędzą samochodem w środku nocy pomiędzy innymi pojazdami, ścigani przez radiowozy policyjne. Na ekranie pojawia się napis „dzień ósmy”. Scena się urywa, wszystko ulega wyciszeniu, pojawia się panorama Paryża. Poranek i napis „dzień pierwszy”. Tak zaczyna się film, który powalił mnie na łopatki. Jest to historia, w której udział bierze trzech bohaterów: kobieta, która jest kurierem, przewozi cenne przedmioty dla gangu czy mafii (mała eksplifikacja, ciężko się zorientować), jej sporo młodszy chłopak, Jack i młoda emigrantka. Nie chcę streszczać fabuły i tego nie zrobię. Powiem tylko, że chodzi tu głównie o uwikłanie, zależności, niezdrowe układy, desperację i kryptopatologię na każdym kroku. Plus kilka bardzo dobrych scen erotycznych. W Internecie film ten nie ma zbyt dobrych recenzji, ale też nie ma ich wiele. Poszukiwaczom akcji, akcji i jeszcze raz akcji film się na pewno nie spodoba. Jednak tym, którzy dostali gęsiej skórki na „Przed zachodem słońca” zdecydowanie polecam. Myślę, że urzekło mnie w nim to, iż tak bliski jest moim życiowym doświadczeniom. No i ten klimat…
Na zdjęciu z Ronim, psem Ani i Tomka