chandra, bo tylko tak potrafiłam nazwać ten stan, przeszła.
zamieniła się w destabilizację uczuć i emocji, ale jakkolwiek
by nie patrzeć, jest lepiej. już wiem, że na takie stany najlepiej
działa tenis w towarzystwie tych, którzy bawią do łez i chronią
by nie pojawiały się z innych powodów niż śmiech. trzęsę
wszystkim, co można na myśl przyszłego tygodnia, a dokładniej
szesnastego czerwca. nigdy wcześniej nie szło mi tak dramatycznie
rozwiązywanie tego śmiesznego "Use of English". widocznie nie
jestem wystarczająco advanced. pfi. jutro kolejny rodzinny zjazd,
ale tym razem pod Warszawą. w sobotę do Węgierskiej Górki na
sławetny komers. myślę, że będzie niezapomniany.. z wielu
względów. potem zakończenie roku i Słowacja. na razie jest
pięknie. ciekawe, jak się skończy ;)