Gdy przychodzą wakacje nie jest tak zajebista pizza i Cherry, jak zajebisty jest dobry zimny arbuz z lodówki. Dobry zimny arbuz to najlepsze co może być. Kto nie lubi arbuza prawdopodobnie jest gejem, albo głosował na Kaczyńskiego (najpewniej jedno i drugie, nieszczęścia chodzą parami).
Arbuz jest tak dobry, że wspominamy go ze wzruszeniem już we wrześniu, a każdego kolejnego miesiąca musimy pić, by za nim nie tęsknić (gdy nadchodzi czerwiec i arbuzy pijemy z radości, że już jest). Jest tak pyszny, że czasem musimy się powstrzymywać, by z rozpędu nie wpierdolić też tego zielonego.
Wybranie zawodowego melona nie jest rzeczą trudną idziemy do sklepu i prosimy największego. Potem trzeba go donieść do domu i jest to jedna z tych sytuacji, kiedy warto się ożenić po postawieniu sprawy jasno ja daję kasę, a ty robisz zakupy. Jeśli jednak jesteśmy kawalerami czeka nas skomplikowane zadanie doniesienia do domu ważącej jakieś 5-10 kg zielonej kuli, która jest okrągła i nieporęczna, torebki się od niej urywają, więc trzeba nieść w rękach, a każdy kto niesie arbuza głupio wygląda (no nic na to nie poradzimy, doceńcie, że jesteśmy z Wami szczerzy).
Oczywiście można sobie wziąć pół czy ćwiartkę owego melona, ale jest to przecież nielogiczne i niepraktyczne. Przede wszystkim arbuzy nie po to są przez 2 miesiące w roku żeby się pierdolić z ćwiartkami. To tak jak ludzie, którzy przychodzą na imprezę i mówią ja dziś tylko browarki.Nikogo tak nie nienawidzimy. No, może jeszcze sępów, co nie kupują wódki.
Skoro już o ćwiartkach mowa to rok temu podczas naszej pielgrzymki do Ukrainy opracowaliśmy nową metodę spożywania arbuza poprzez nasączenie go 1 litrem 40% wódki czystej (w teorii, w praktyce Kazik zadbał o to, by znalazła się tam co najmniej 1/4 przemysłu alkoholowego Ukrainy), co sprawiło, że upijanie się jeszcze nigdy nie było tak smaczne. Nie pochwalamy tego co stało się potem, a rzucanie arbuzem we właściciela ośrodka z okrzykiem a masz, zwierzaku! to marnotrawstwo najpyszniejszego z przysmaków.
Arbuzy są tak zajebiste, że gdybyśmy mogli nosilibyśmy je ze sobą do klubów, by na nie właśnie wyrywać dupy. Przede wszystkim arbuzy lubią wszyscy. Można jeść truskawki, upierdalać się jagodami czy przebierać maliny, z których jakieś 60% jest robaczywe, ale tylko arbuz jest najczystszy, dziewiczy, najświętszy zawsze dobry, a dodatkowym atutem jest fakt, że nie trzeba go myć. Kiedy ludzie mówią na cycki arbuzy my oburzamy się z powodu dewaluacji pojęcia arbuza.
Metod jedzenia arbuza jest kilka. Jeśli jesteś pedałem możesz sobie pokroić w kosteczkę i oddzielić pestki, jeśli jesteś pięciolatkiem mama zrobi ci plasterki, ale prawdziwy mężczyzna przekraja arbuza na pół i żywi się zawartością przy użyciu sztućców (chyba, że jest mocno pijany co umówmy się zdarza się latem i wtedy metody konsumpcji arbuza przyjmują mocno alternatywne formy ze względów obyczajowych o nich nie wspomnimy).
Generalnie pestki są niebywałym utrapieniem, ale kochamy arbuza także za jego wady. Arbuz tucząc (a wcale nie tuczy, ha) bawi, bowiem plucie w przechodniów z balkonu czy strzelanie w nielubianego kolegę pestkami jest najwspanialszą zabawą jaka może przytrafić się w leniwe, letnie popołudnie.
Jedno jest ważne arbuz musi być czerwony. Wszystkie białe, żółte, a już na pewno zielone to marne i niesmaczne podróbki. To trochę tak jakby ktoś kazał Wam w upalny dzień wpierdalać dynię.
Ku pamięci arbuzów które wpierdolę XD
BY JÓZEF PROBOSZCZ