w pewwnym sensie raczej przegrałam, zostałam potraktowana jak panna lekkich obyczajów, która pocieszy i do której można przyjść, kiedy jest źle. jednak zawsze jest ktoś ważniejszy i jak przychodzi co do czego to się jej nie zna. Choć w sumie sama się w to wpakowałam, co prawda za aprobatą niemałą z jego strony, ale nikt mnie zmusić nie mógł. On zachował się jak szczeniak, którym można manipulować, ale coż skoro z kagańcem mu wygodnie, proszę bardzo. Nie chcę go znać.
Ale jeśli już mówimy, że przegrałam coś, to być może rzeczywiście nie było o co ani o kgog walczyć?
pewnie nie raz jeszcze wrócę z utęskieniem do przeszłości, do tych wspaniałych chwil, chcąc nagle wszystko tłumaczyć i próbować starać się na wszelkie mozliwe sposoby od nowa, ale te cudowne wspomnienia zawsze będą powiązane z tym kończącym je świństwem. Niestety, wszystko na koniec zjebał.
Nawet nie wie, jak mi źle, ale tego się nie dowie.
jednak i tak za bardzo mi na nim zależy do tej pory, skoro pomimo tego wszystkiego nadal potrafię go poniekąd bronić i usprawiedliwiać. Głupia naiwna idiotka, niepoprawna romantyczka... to ja.
I roll with the wind bringing distance to everything.