Dzisiaj mija nam już sześć tygodni odkąd jesteśmy razem, a wrażeń mieliśmy już co nie miara!
Alan jest wielką pociechą dla wszystkich w domu i w Polsce. Czsami uda mu się samemu zjeść butle, mleko miał zmieniane już trzy razy, a w tej chwili jesteśmy na kozim. Często zmusza nas swoim wyginaniem do sadzania go sobie na kolanach, kiedy położy się go na brzuszku próbuje podciągnąć się do przodu i unosi się wysoko na rękach. Nareszcie po kilku płaczliwych kompielach polubił pluskanie się w wodzie i kiedy tata go myje, Alan rozgląda się spokojnie wszedzie do okoła, mały obserwator! Rośnie w oczach, waży już z pięć kilo, a policzki ma tak słodkie, że tylko by się go po nich całowało. Wyrasta nam, co tydzień z ciuszków i zostały nam na teraz tylko różowe śpioszki po Gabi! Naszczęście ma dużo spodni i bluzeczek. Coraz częście wystawia języczek jak kotek i rozdaje duże uśmiechy. Czasem weźmie go babcia, ale i tak najbardziej lubi być u mamy i taty, bo dziadkowie najczęściej nie umieja go uspokoić. Często sypia z nami, ale co jest cudowne nie przyzwyczaja się i jeśli położy się go do łóżeczka, to śpi.
Teraz tylko czekamy aż wyrośnie z ulewania i wymiotowania i będziemy mogli przestać owijać mu szyjke do okoła pieluchą tetrową. Czekamy też aż minie następny tydzień i będziemy mogli przestać dawać mu syropek, ktory przepisali mu w szpitalu, jak byliśmy tam na weekend. I czekamy, by zobaczyć, czy zadziała i na kontrole w sierpniu.