Zdarzył się cud. Z brzucha wielkiego jak balon wykluł się Tymon. Jak śpiewało Pogodno... - "Cuda są tak dziwaczne, że raz są smaczne a raz niesmaczne" i tak właśnie jest... bo ja jestem między karmieniem, miłością, kupą, zrezygnowaniem, migreną, niedospaniem, kolką, czekaniem na kupkę, ulewaniem, kąpaniem, przebieraniem.. no gdzieś tam jestem. Z marzeniami.. wyobrażeniami i planami na przyszłość. Nie ma letko. Chciałabym mu opowiedzieć najpiękniejsze bajki na świecie.. tyle, że ich nie znam... a nie wiem czy byłabym w stanie sama jakąś dla młodego napisać. Ostatnio gdzieś wyczytałam, że Teatr Małego Widza pisał coś o rozplątywaniu tęczy... to ładne jest... to może być ładna bajka. Ciężko jest o tyle, że Tymon ojca ma... i Ojciec ma Tymona.. tyle, że w dupie. Tak więc pojęcie taty będzie dla niego lekko abstrakcyjne. conajmniej.. ale mamy dookoła siebie dobrych ludzi.. wspaniałych ludzi... a tym, którzy nagle zniknęli.. mogę powiedzieć jedynie "powodzenia i spierdalajcie :) damy sobie radę dobrze bez was." Pozdrowienia z zapętlonej czasoprzestrzeni