Jak małe dziecko przyciagam stopy do czoła, kolana do uszu, a gałki oczne wychodzą mi przez tył głowy. Majestatycznie tkwie w najmniejszym punkcie pokoju, który w normach byłby nie do przyjęcia. Nic mnie nie koi, nawet Mark, nawet zdjecia, nawet-nawet! mysli o najczulszym objeciu nieobecnej (to zawsze pomagało). Ujawniam swoje najslabsze strony, które dawno przez ambicje zostały wygnane, a teraz wróciły (na rewolucję). Rewolucję, która miałaby cos zmienić nie umocnić. Jednak okazałoby się, że to wyjscie nie jest dobrym rozwiązaniem. Bo chodzi tu o (własnie)umocnienie a nie zmianę, o pozostaniu przy swoim planie, a nie zmianie całej koncepcji, i jeśli chodzi o zmianę to, owszem, ale wprowadzenie "więcej" "mocniej" "czesciej". Jeśli to przeżyję, to chwała mi, a jeśli nie to&wcale nie muszę czuć się spełniona(?)
Komentowanie zdjęcia zostało wyłączone
przez użytkownika lovelier.