1) Dzień pierwszy ćwiczeń z Ewą Chodakowską. Naprawdę nie miałam pojęcia, że a) moja kondycja jest tak fatalna, b) ten fitness workout jest taki trudny! Dobrnęłam jedynie do 20 minuty, ale pocieszam się faktem, że jak na pierwszy dzień, to i tak dobrze. Z czasem będę się poprawiać i mam nadzieję, że po tygodniu dotrwam do upragnionych 45 min.
Gdy zabraknie mi motywacji wystarczy, że wejdę w oficjalnego facebooka Ewy i obejrzę wszystkie zdjęcia z albumy EFEKTY. Mówię Wam, coś pięknego...
2) Dzień pierwszy zdrowego odżywiania. Słowo dieta nie istnieje w moim słowniku, chyba że jest użyte wobec czyjegoś stylu odżywania, nigdy mojego. To słowo nasuwa mi miliony skojarzeń... Trud, pot, walka i łzy. A co z pięknymi zwrotami, typu... nawyki żywieniowe? To z kolei daje się odczuć jako coś prostego, zgodnego z planem i regułami.
Boże, Wy naprawdę to czytacie, kochane? Mam nadzieję, że nie, naprawdę mam skłonność do paplania trzy po trzy, a dzisiejszy post jest tego idealnym przykładem. Naprawdę jestem przesadzoną humanistką i liceum o tym profilu chyba tylko mi zaszkodziło...
A więc, dziś poszło bardzo dobrze, jestem z siebie dumna bo odmówiłam chipsów i... uwaga, uwaga... rurek z kremem, które ubóstwiam! Rodzice zawsze wiedzą kiedy pojechać na zakupy i obdarować mnie słodkościami, a tydzień temu umierałam na brak cukru z powodu PMS i nie dostałam niczego. Refleks pierwsza klasa.
Ogólnie spędziłam dziś bardzo przyjemny poniedziałek.
W szkole nieciekawie, ale szybko minęło. Przyzwyczaiłam się już do mojego LO. Popołudniu uczyłam się na jutrzejszą biologię, coraz częściej skłaniam się ku pomysłowi, by zdawać ją na maturze rozszerzonej. To chyba dobry przedmiot, jeśli chcę iść na psychologię o specjalizacji: seksuologia? Później spotkanie ze znajomymi, a po powrocie...
Świeczki, ciepła herbata i laptop. Obejrzałam film z Justinem Timberakem "To tylko seks", polecam wszystkim, którzy chcą popatrzeć na coś lekkiego i przyjemnego. A uroda Mili Kunis... nie do pobicia!