Ludzie boją się jednego: samotności.
Jest wieczór, przede mną leży tekst,
przeczytałem go tylko raz, godzinę temu.
Naiwny, grafomański, żenujący, tkliwy, banalny.
Nie chciałem przepisywać.
Wciąż nie wiem czy powinienem,
ale wiem też ile ten pamiętnik znaczył...
oddychaj kochanie, oddychaj
trzymaj się mocno tego świata.
Nie zapominaj oddychać
nie zasypiaj, proszę, nie zasypiaj.
Oddychaj kochanie, oddychaj
przyniosę ci wino i chleb.
Nie zapominaj, że jest ktoś taki,
dla kogo musisz oddychać.
Szósta rano, już zagrano,
tłum żywych trupów rozchodzi się po domach.
Szósta rano, znów to samo,
wymięty bilet w moich zimno drżących dłoniach.
Wbijam na chwiejny peron dobrze ponad godzinę przed odjazdem,
a temperatura mniej niż zero zaczyna momentalnie wbijać drzazgę
pod me paznokcie z braku rękawiczek.
2009 Kraków, zimny styczeń.
Pierdole życie, ucieczka to praca,
ale co to za ucieczka kiedy nie ma do czego wracać.
Wyleczę kaca gapiąc się w ekran,
staczam się, dawno pękła setka
ba! Pękł tysiąc takich weekendów,
a ja czuję lęk licząc co pogłębia ten dół.
Tego rozpędu nie da się wytracić.
Wyjebany napis, co to kurwa da ci
namalowany na murze na świata krańcu
przybliża się co dnia, a to skraca łańcuch marzeniom.
Świadomość kresu skłania do tego by nie myśleć i nie czuć,
by nie oszaleć, dopóki mogę słowem skłaniam do walki serce i głowę.
oddychaj kochanie, oddychaj
otworzę wszystkie okna na oścież
wiatr przyniesie ci tyle powietrza
ażeby całe twoje płuca napełnić.
oddychaj kochanie, oddychaj
unoś pierś do góry
przy tobie wciąż czuwam i czekam
bądź dzielny i oddychaj.
Pusta sala, ustał alarm
nie ma tu już nikogo a zwłaszcza ciebie.
Pusta sala, pustka spala,
a świt goni resztki zgrai gwiazd na niebie.
Nie jestem pewien którędy do domu,
wewnętrzny GPS ma niewyraźny przekaz.
Piję by go dostroić, to nie może pomóc,
a wszystko przez to że wiem że na mnie nie czekasz.
Uciekam smutkom i może zwiałbym gdybym mógł.
Uciekam w jutro, lecz póki co to ziemia mi ucieka spod nóg.
Jest wiele dróg, lecz żadna z wielu
nie wiedzie nawet w okolice mojego celu, w twoje okolice.
Znów mam ochotę zapić się na śmierć, krzyczeć,
bo wiem że jesteś za daleko bym mógł cię dotknąć,
byś mnie mogła usłyszeć, by nie oszaleć.
Kolejnym wersem i zwrotką próbuje skłonić serce
by biło głośniej niż ciszej.
czy możesz mi zaufać?
taki byłem zawsze moja droga,
nienawidziłem...
idealny powód, żeby napić się trzeciego...
Do sklepu wchodzi kot, który szuka końca
i pyta ile kosztuje sztuka słońca
ile ma dać za godzinę szczęścia
ile za brak własnej krwi na pięściach ich
ile za ten stan, za nieważkość
ile by mieć te marzenia na własność.
Zapłaci pasją i tym ulotnym czymś
co każe pisać te zwrotki.
A w odpowiedzi słyszy, że nie,
słońce było ale skończyło się.
Szczęścia raczej tu nie będzie,
a krew jest na pięściach bo walka trwa.
Niech tylko pana nie zje frustracja,
nie ma nieważkości, jest grawitacja
a pana pasja nie da tu nic mi,
marzenia to tylko część ekspozycji.
Kot posmutniał, teraz nic nie obroni
wrażenia, że cokolwiek da się dogonić.
Cokolwiek innego niż piekła kres,
bo cała reszta dawno uciekła gdzieś.
To tu, to tam, to chuj wie gdzie.
Nie będzie dobrze, a, będzie źle,
bo wszędzie gdzie rządzą rasowe psy,
nie ma miejsca dla takich jak my.
Kotów chorych potrzebą wolności,
tych co wylewają życia ból przez głośnik.