Uczucia zbledną, serce zaleje beton
nie oszaleje, znormalnieje poniekąd.
Popłynę rzeką brudu z prądem tłumu,
wsiąkając w zarażone myśli trądem tumult,
aż pełnia pustki zalśni blaskiem,
gdy zgaśnie we mnie czysto ludzki pierwiastek.
Na zawsze (zawsze) świt to koniec lotu,
mój pokój szarzeje w topniejącym zmroku.
Ty przy moim boku tak spokojnie śpisz,
kiedyś nadejdzie koniec, oby jeszcze nie dziś.