Langenfeld, Niemcy. Przed cyrkiem. Z tym małym łobuzem, za którym nawet zdążyłam się stęsknić.
A ten hipo to mi do ramion sięgał jak stałam, wcale niełatwo było nam obojgu tam wejść.
No tak, zaczęło się. Ale wcale nie narzekam, nie ma za bardzo na co narzekać. jeszcze tyle wolnego czasu jak teraz to nigdy ne miałam :D
Toruń jak każde miasto, nawet nauczyłam się nieco poruszać (czytaj nie chodzę już wszędzie z mapą w torbie). Było pare wyjść, ale... jakby nudno. Może trzeba było jednak do akademika iść, to bym nie narzekała na towarzystwo. Hmmm.
Najbardziej mnie wkurwia ten przeciągający się brak neta :/. Wczoraj załatwiłam ten bezprzewodowy na UMK, tyle, że to wymagało obcowania z nader paskudną babą (ta od konfiguracji lapa), no ale w mieszkaniu ciągle nic.
Najnudniejsze jest chyba prawo :P. I techniki uczenia się. I mikroekonomia (wykłady). I ubezpieczenia. A reszta jest trudna ;/
Do tego w mój piękny wolny piąteczek wsadzili nam repetytorium z matmy (ćw). No i nie ma dnia wolnego :(. A facet od wykładów z rep jakieś totalitarne zapędy ma o.O. i mimo, że to była matma on chciał nas nauczyć polskiego i dlatego więcej nie usiąde w 3 rzędzie, czyli pierwszej ławce (to przez wzrok rzecz jasna).
Ha, dziś moja współlokatorka jedzie do domu (niestety nie na długo), więc będę się rozkoszować nieśmierdzącym petami powietrzem...