jak to w piątek bywa. Albo humor zryty na maksa, albo zaciesz na całą twarz. Dziś to drugie, tzn. nie całkiem (nie mam na myśli dnia do 14:30). Ale spokojnie, dostaniemy patenty na "wytrzymałość psychofizyczną" (tzn. niezaśnięcie na tej "fascynującej" lekcji).
Master jestem, bo zostało mi 17 godzin na trenowanie na mieście, a dzisiaj zrobiłam ze 20 (słownie: dwadzieścia) perfekcyjnych łuków. Ahh... :]
I szanse na Belgię/Hiszpanię w wakacje są spore. Zdecydować się nie mogę :p oł.
I obliczyłam, że w kwietniu będę 10 razy (w sensie dni) na lekcjach, jeah! A do kwietnia został tylko marzec :) A potem to już z górki :) jak miło.
I nawet prognozowana lufa z chemii nie psuje humoru ;d i te papierowe sprawy (brech). poszłam dzisiaj do tego zusu, a tam babka wkurzona na tych, co mi te papiery przysłali, zaczęła wydzwaniać i wyzywać kolegów po fachu^^ zabroniła mi wypełniać wniosek o NIP i kazała przyjść później (tzn. jak już będe miała dowód).
Oczywiście nic nie załatwiłam, ehh.