~~~
Całą resztę dnia spędziłam na przeglądaniu Internetu, czytaniu książek i pisaniu z Emmą. Cały czas jednak rozmyślałam o nowej drużynie. Coś musiało być na rzeczy, bo słyszałam, że wiele osób jeżdżących tam nie ma żadnego teamu, a szczególnie nowi.
Jednak te myśli nie przeszkodziły mi w dobrym śnie- zasnęłam bardzo szybko.
~Ranek~
Budzik zadzwonił, budząc mnie i chyba całą resztę mieszkańców tego domu. Powoli otworzyłam oczy i otarłam je rękoma ze śpiochów. Odwróciłam głowę w stronę stojącego zegarka ziewając.
Była 8:45.
Kołdra pofrunęła w górę, a ja jak oparzona skoczyłam na szafę. Zaczęłam grzebać w stercie ubrań niczym dzika świnia i jak na złość nie mogłam znaleźć świeżo wypranych rzeczy. Wreszcie stuknęłam się w czoło- pewnie wisiały w ogródku!
Gwałtownie otworzyłam drzwi i wybiegłam, taranując grającą na telefonie w piżamie Karen, która upadła na ręce. Usłyszałam jeszcze za sobą "Co do cholery?!", ale nie miałam czasu odpowiadać. Na schodach o mało co się nie przewróciłam- zjechałam na boso kilka stopni. Ból był okropny. W kuchni stała mama, odkładająca tacę z goframi. Nie zdążyła nawet zareagować, a ja byłam na zewnątrz i zrywałam z suszarki ciuchy.
Następnie powrót. I tu już mama zagrodziła mi drogę.
- Hola, hola, Aurora! Co ci się stało, że tak latasz?
- Spójrz na zegarek!- krzyknęłam wręcz, próbując przejść.
Podeszła do piekarnika, na którym była godzina.
- 7.50- powiedziała bez emocji.
- J...Jak to?- z niedowierzaniem podbiegłam, kulejąc. Następnie skierowałam wzrok na lodówkę, gdzie również był czas- 7.50.
No i przypomniałam sobie, że wczoraj ustawiłam budzik na godzinę do przodu...
Pomrugałam oczami i prychnęłam.
- Myślałam że jest już prawie 9- mruknęłam, wchodząc na pierwszy stopień.
Na górze wciąż stała zła Kara. Nawet iPhona schowała i patrzyła się na mnie wzrokiem nienawiści.
- Sorki- burknęłam, nie patrząc na nią. Dziewczyna lekko tupnęła nogą, nie odrywając ode mnie oczu. Jednak kiedy zobaczyła, że ją ignoruję, wróciła do swojego pokoju.
~
Około 40 minut później mama wiozła mnie już do stajni. Była 8.30, więc do spotkania miałam jeszcze pół godziny, a drogi kilkanaście minut. Obserwując lasy i góry zza okna samochodu, rozmyślałam. O Vanessie i Emmie, o Rachel i jej koleżance, o Brianie, nowej drużynie i oczywiście o Herlist.
Miałam mętlik w głowie, którego nie mogłam poukładać przez całą drogę. Z zamyślenia wyrwał mnie głos mamy:
- No, Aurorka, leć do stajni.
Otrząsnęłam się i wysiadłam z auta, biorąc butelkę wody gazowanej.
- Zadzwoń jak skończysz, to przyjadę po ciebie.
Kiwnęłam głową i odeszłam, słysząc za sobą coraz cichsze mruczenie samochodu.
Podeszłam do drzwi prowadzących do siodlarni i otworzyłam je prawie bezgłośnie. Przy sprzętach swoich koni krzątały się dzieci. Przez przezroczyste szyby zobaczyłam siedzące dziewczynę, Briana I... Rachel. Zdziwiłam się, ale nie było czasu na kolejne rozmyślanie. Wzięłam głęboki oddech i wyszłam. Usiadłam na krześle i skierowałam swój wzrok na chłopaka.
Na jego twarzy pojawił się ciepły, delikatny uśmiech.
- Witajcie na pierwszym zebraniu drużyny B- zaczął.- Może na początek przedstawię was sobie. To- skierował lekko ręką na Rachel- jest Rachel Reed. Tutaj siedzi Caroline Berend. A to- wskazał na mnie- jest Aurora Cadliness.
Popatrzyłyśmy na siebie. Rachel wpatrywała się we mnie zaskoczonymi oczami.
- Potem będziecie mogły już pogadać na osobności.- ciągnął Brian.- Na razie mogę dodać, że jesteście wszystkie w tym samym wieku.
Odwrócił kartkę, która leżała na stole i wziął ją do ręki.
- Od dzisiaj jestem waszym trenerem. Wyjaśnię teraz, dlaczego drużyna B. Kandydatów podzieliliśmy umiejętnościami na 5 grup- od E do A. A w tym wypadku jest najwyższą rangą, więc wy jesteście na drugim miejscu.
Kaszlnął.
- Przepraszam. Dalej: ponieważ są wakacje, treningi będziecie miały codziennie po około 1,5h. Program obejmuje skoki, ujeżdżenie i cross, jednak głównie skupimy się na pierwszej wymienionej przeze mnie dyscyplinie. W czasie roku szkolnego jazdy będziecie miały 5 razy w tygodniu, w tym dwa razy po zajęciach lekcyjnych. No i teraz chyba najważniejszy punkt- zawody. Najbliższe odbędą się na początku września i bardzo chciałbym, aby mój nowy team wziął w nich udział. Bedą to zawody regionalne klasy L1 w skokach.
Odłożył z powrotem papier.
- Myślę, że to na razie na tyle. Za 40 minut spotykamy się na placu.
Wstałam i po cichu wycofałam się do budynku. Zgarnęłam rzeczy Herlist i gubiąc szczotkę po drodze udałam się do jej boksu. Szybko wróciłam po zgubę i po chwili czyściłam klacz, która zajadała się kawałkami marchewki.
Usłyszałam kroki, które były coraz głośniejsze. Delikatnie odwróciłam głowę i kątem oka dostrzegłam dziewczynę z mojej drużyny. Caroline.
Stanęła przy boksie nowego kolegi Hery i odłożyła koszyk z przyborami do pielęgnacji konia. Wybrała jedną szczotkę i weszła do środka, częstując Royal Phenomena połówką jabłka. Z powrotem zajęłam się swoją klaczą, ale cały czas nasłuchiwałam.
Po jakiś 5-10 minutach Caroline wybiegła, zapewne po siodło i ogłowie. Ja w tym czasie zdążyłam włożyć Herlist wędzidło do pyska i teraz zapinałam podgardle.
Dziewczyna wróciła obładowana kiedy brałam do ręki czaprak. Po całkowitym osiodłaniu konia wyszłam. Spróbowałam odezwać się do Caro.
- Hej, my jesteśmy teraz w drużynie, nie?- w odpowiedzi kiwnęła głową, patrząc się na mnie pytająco.- Popilnowałabyś mi na chwilę konia? Muszę skoczyć po kask i rękawiczki.