znam wartość swoich problemów od środka, nawet, jeśli wciąż wstrzymują mi oddech. to nie tak, że każde z tych miejsc kryje mroczną tajemnicę. zwyczajnie - historie zagubionych osobników przeplatane z duszącym zapachem perfum i dymu papierosowego to jeszcze nie dramat. sam klimat nie ma znaczenia o ile wiesz, co się kryje za całym tym teatrzykiem. odkrywam znów i jeszcze, że to nie tylko ja, co mnie ani nie cieszy, ani nie smuci już aż tak bardzo. rozumieć to przejrzeć na oczy, ja nie stawiam oporów. ja tylko czasem jeszcze nie wiem czy to naprawdę może być aż tak podłe w swych kłamstwach. rzeczywistość wariata jest inna, bo w owe kłamstwa wierzy, nawet jeśli to jego własne. a teraz postaw siebie na środku i odkrywaj, z której strony było inaczej. nie mogę walczyć ze wczoraj, mogę za to zrozumieć dzisiaj i wreszcie zacząć sobie radzić bez rozpaczy i bez dramatów. nie znoszę teatru w przetartych, zużytych czarnych rękawiczkach, kapeluszu na skos i miną arystokracji, jak nie znoszę zdań rozpoczynających się od 'robię tak, bo ty... ' . nie, nie robisz niczego, bo ja. robisz tak, bo słabe z ciebie stworzenie. najłatwiej jest się poddać i dać się ponieś, zabijając wszystkich wokół siłą użalania się. to takie śmieszne nawet.