W każdym jest coś, co nie daje nam spokoju. Problemy wykańczają każdą część - zmysły, narządy, mózg, uczucia. Wszystko, co tylko mogą. Coś zabiera nam rzeczy oraz ludzi o których tak potwornie walczyliśmy, choć baliśmy się - bardzo. Teraz dopiero czując tą presję, zagładę, odejście chcemy krzyczeć. Krzyczeć na cały świat, że potrzebujemy danej osoby, jak bardzo ją kochamy oraz jak ból rozdziera nam klatkę piersiową. Brakuje nam tchu, powietrza, siły na cokolwiek. Płaczemy, chcąc aby to zauważono, a tak na prawdę nie możemy ujawnić swoich prawdziwych przekonań i tego jak słabi jesteśmy teraz i tu. Cofnęlibyśmy wszystko, gdyby tylko można było. Wtedy odwaga dominowałaby nami i tajemnice wyjawilibyśmy wszech światu. Dokonalibyśmy cudu i zatrzymali tych którzy muszą być. Pomimo, aby i zawsze, muszą. Może nie dla nas, ale dla siebie. I poświęciłabym wszystko - nawet kilka minut, aby być z tobą, przy tobie! Choć chwilę.
Dziwne, że zaczynasz czuć coś do osoby z którą znasz się od niedawna.