Wróciłam.
Miało być kolorowo...Siedzenie godzinami na pastwisku,szeptanie,uśmiechy,patrzenie w tym samym kierunku,pożegnanie słonecznych,ciepłych dni...może nasza druga jazda?Może...ale zamiast tego były łzy opadające szybko niczym krople deszczu,deszczu który zmagał się ze śniegiem przez całe 2 długie dni.Inni mogą mnie uważać za wariatke z miasta...może i tą wariatką jestem?Nie zważając na pogodę,moknąc i rycząc chodziłam od miejsca do miejca,tam gdzie miały rozwijać się nasze plany,z podziwem patrzyłam na prawie świeże ślady jej kopyt a potem z pogardą patrzyłam się na puste pastwisko,miejsce naszego pierwszego spotkania.Jej...nie było.Po prostu.Stajnia była zamknięta,w około cicho.Drugiego dnia to samo.
Mogłam nie jechać.Straciłam czas,nerwy i łzy myśląc,że ona gdzieś tam jest,że za chwilę na pewni zdarzy się cud i znowu będziemy razem.
Myślałam,że ona mi pomoże,że zapomne smutki,a teraz jest jeszcze gorzej - cała zima bez koni,bez możliwości pojechania do NIEJ,do mojego serduszka...
Jestem najbardziej bezwartościową osobą na świecie,najbardziej beznadziejną,nic nie umiejącą i zawracającą tylko ludziom głowę....
Ale tak dla "pocieszenia" dowiedziałam się parę rzeczy :
- Norkan został dawno sprzedany,Nora zaczęła go odrzucać.
- Nora ma źrebaki od jednego ogiera,który ma takie przebicie,że tylko 1 z 10 źrebaków był klaczą
- w pierwszy dzień,gdzie mokłam,Norę pożyczył pewien pan,który chciał przywieść sobie drewno...
- przypomniała mi się pewna historia,gdzie moje dzielne serduszko samo dotarło w zimę do domu...
- Jestem beznadziejna.
niby nic takiego,ale serce boli...
jednym słowem najgorsze mikołajki w moim życiu.
Słodycze niczego nie załatwią.
Moim prezentem na mikołajki miało być spotkanie z Nią,
niestety nie spełniło się...
i nie,nie będzie dobrze.
Tylko obserwowani przez użytkownika lightium
mogą komentować na tym fotoblogu.