Morka,Litwinka i Wolantino na pastwisku.
To mnie już wkurza.Czy naprawdę nie mogę mieć swojego konia-przyjaciela,z którym mogłabym spędzać najpiękniejsze chwile...?Albo jest on gdzieś 70 km ztąd i mogę 3 razy do niego pojechać,albo ktoś mi go zabierze,albo zakaże mi z nim przebywać.Czy to do cholery ogranicza się do posiadania WŁASNEGO konia?Brak mi przyjaźni.Brak mi współpracy i zangażowania.Własny koń to też koszty.Żeby jeszcze było milej - moja rodzina nie znosi koni.A wszystko zaczęło się od tego,że obwinili konia,który "o mało nie zabił wujka".Ta,akurat.Jak był spłoszony,a wujek wlazł pod niego to można tak gadać.Córusia sie nie liczy.
U Moni było mi tak dobrze...U jej wójka przez te 3 dni wszyscy mnie tak doceniali,tak uwielbiali moje podejście do koni i tak mnie chwalili,że tyle potrafie....W Raciborku to samo...Mogłam spędzać od cholery czasu z końmi.A teraz?Nic - jazda i won do domu!Takie zdzieranie kasy!
Życie jest okrutne.Chciałabym wreście doznać trwałego szczęścia.Czy to naprawde dużo...?
Tylko obserwowani przez użytkownika lightium
mogą komentować na tym fotoblogu.