chujnia

Jak mnie wszystko wkurwia.

Ciche jebane dni..

Chętnie bym coś rozwaliła, albo kogoś. Ale nie ma co.

Zaczynam się poważnie martwić o swoje zdrowie psychiczne, może to ja stwarzam problemy.

Ale nikt nie pomaga mi ich nie stwarzać wręcz zachęca, swoją drurną postawą i układami.

Nosz ile można paplać o tym samym. Nigdy nie dociera, jak do ściany. Już małpy sa bardziej pojętne.

Chce się rozpłynać po prostu nie istnieć. Moja wina wszytko i zawsze.

Bo wymagam szczerości i odrobinki zainteresowania. Ale nie ufam ni chuja nie ufam. Bo po co i tak to zaufanie zostanie brutalnie zawiedzione..

Nigdy nic nie było proste od zawsze, za dużo by się stało gdyby jakiś odcinek mojego marnego życia był prosty. Zawsze musi się coś komplikować kiedy zaczyna być dobrze, na pewno się coś za chwile zjebie..

Nie miej życia, wolnej woli, i zaufania.

Chuj. Dobranoc..

Niech ktoś przytuli kiedy jest źle i może ucałuje, i powie już dobrze kochanie.

Taa za wiele wymagam.