Problem z uczuciami polega na tym, że będąc częścią nas, żyją zupełnie innym rytmem, pląsając w takt całkowicie odmiennego metrum. Uczuciom oczywiście, możemy zakładać kagańce, by kły ich intensywności nie straszyły nas zbytnio. Możemy wyposażyć się w najeżone kolczatkami obroże, by trzymać je na pewnej uwięzi tak długo, jak długo ponawiać będą próby zejścia z wyznaczonej trasy. Możemy sprzedawać im skórzaną smyczą baty, seria po serii, aby przynajmniej na chwilę przywołać je do porządku. Możemy nawet zatrudnić dla nich trenera, który wyszkoliłby je choć na tyle, by na komendę siadały, a może nawet podawały łapę. Z czasem jednak wszystkie nasze starania pójdą na marne, a szczegółowe plany spalą na panewce, bo uczucia nie są szczeniętami. To w pełni wykształcone i gotowe do ugryzienia osobniki, które prędzej czy później wyswobodzą się z klatki naszego opanowania. A wtedy to my staniemy się skomlejącymi na smyczy afektu kundlami.
taa...