Prolog.
Leżałam. Dym z jego papierosa unosił się niczym szarawoniebieska wstęga. Czułam jak ulatują z nas ostatnie tchnienia minionych, rozkosznych chwil.
William był boski. Pragnęłam go mimo tego, że jego ciało było mi już tak dobrze znane.
Poznaliśmy się lata temu, już wtedy przeskakujące między nami iskry były widoczne tak jak dziś. Tamtego dnia widziałam go przypadkiem. Trzecia klasa gimnazjum to burzliwy czas i moim zdaniem bardzo głupi na wybór swojej życiowej drogi, jednak targi szkolne pomagają w podjęciu tego ważącego przyszłość wyboru. Od zawsze wiedziałam, że jestem kreatywna i lubię tworzyć. Moje predyspozycje sprawiły, że zainteresowałam się grafiką komputerową, pod tym kątem więc szukałam szkoły i wtedy trafiłam na NIEGO. Widziałam, że skrywa jakąś tajemnicę jednak wyglądał na szalenie pewnego siebie, ubrany w fabrycznie znoszone dżinsy i luźny T-shirt, był onieśmielający. Jego kruczoczarne włosy wydawały się być misternie ułożone, a przy tym zmierzwione pogodą tamtejszego dnia. Stanął tuż przy mnie, a zapach, który poczułam, omal nie zwalił mnie z nóg. Pachniał perfumami, które w połączeniu z wonią jego skóry tworzyły niesamowitą mieszankę. Oczywistym stało się dla mnie, że w jakiś sposób jest mi bliski. Nie wiem czy to zwyczajne przeczucie czy miało to związek z jego spojrzeniem. Czułam jego wzrok na sobie podczas wypełniania formularza jednej ze szkół. Podniosłam się i spoglądając na niego poczułam dreszcz, lekko przerażający ale przy tym niesamowicie pobudzający tą część mózgu odpowiedzialną za doznania fizyczne. Ten wzrok obudził we mnie coś czego nie znałam- uczucie podniecenia.
Po skończonych prezentacjach zdałam sobie sprawę z tego, że sytuacja za oknami dramatycznie się pogorszyła. Próbowałam się dodzwonić do mojej matki, która jak zawsze była czymś zajęta i próba rozmowy z nią zazwyczaj kończyła się w jeden sposób... " Tu Helen Wright, zostaw wiadomość".
-Typowe- burknęłam pod nosem i wybiegłam zakrywając głowę teczką z folderami interesujących mnie kierunków. Nie zważając na ruch uliczny starałam się dobiec na najbliższy przystanek autobusowy. Czarne Audi z przyciemnianymi szybami zajechało mi drogę.
-Jak jedziesz baranie?!- wykrzyczałam już cała przemoczona, z tylnych drzwi wysiadł ON!
- Przepraszam Cię najmocniej, mój kierowca najwyraźniej bardzo się spieszył- rzucił szoferowi zabójcze spojrzenie- Czy może w ramach przeprosin mógłbym Cię odwieźć?- powiedział melodyjnym, lekko zachrypiałym głosem. Na moją twarz wystąpił rumieniec i wiedziałam, że muszę się zgodzić.
-Twój kierowca powinien mieć na uwadze to, że na drodze nie jest sam. Wolałabym jednak nie podróżować autem nieznajomego.- powiedziałam wyginając usta w delikatnym uśmiechu.
-Och, wybacz. Nazywam się Will. Już nie jestem nieznajomym, czy teraz pozwolisz się odwieźć? Ponieważ dzisiejsza pogoda nam nie sprzyja, a kierowcy to często świnie nie zwracające uwagi na pieszych.- jego twarz przybrała ciepły i miły wyraz
-Miło mi, jestem Natalie. Wolę Nat.- z mojej twarzy nie schodził uśmiech.
-To co, dasz się odwieźć?
-Bardzo miło z twojej strony, dobrze.- Po tych słowach gestem dłoni zaprosił mnie do samochodu. Stając przed drzwiami zauważyłam jak bardzo beznadziejnie wyglądałam. Włosy się napuszyły, a tusz z rzęs odnalazł nowe miejsce na policzkach. Wsiadłam do samochodu z wyjątkową gracją. Tak jak się spodziewałam, był cały w skórze.
-Jaką więc wybrałaś szkołę?- Przyglądał mi się.
- Zdecydowałam się na grafikę komputerową, ale najpierw Brighton High School.- wyciągnęłam lusterko i próbowałam ogarnąć ruiny mojego makijażu.
- Więc we wrześniu się spotkamy! Wspaniale! Chociaż jedna znajoma twarz.- Powiedział wyglądając na prawdziwie szczęśliwego.
- Tak? W takim razie wyczekuję września. A tak poza tym to nie spytałeś o mój adres.- powiedziałam podejrzliwie.
- Bądź spokojna, odwiozę Cię. Tak się składa, że mam dość dobrą pamięć, a Twój adres widniał na formularzu szkolnym, który miałem okazję zobaczyć wypełniając własny.- Podejrzenia odfrunęły z mojej głowy tak szybko jak się w niej pojawiły- Chase, odwieziemy Natalie na róg osiemdziesiątej trzeciej i czwartej.- Kierowca skinął głową i obrał wymierzony wcześniej kurs.
Dzień, w którym go pozanałam bez wątpienia zaliczam do udanych. Tamte wakacje minęły mi bardzo szybko. Wyjazd z moją zwykle nieosiągalną matką był cudowny. Zwiedziłam la bella Roma jednak zostałam sprowadzona na ziemię końcem sierpnia gdy nadszedł czas powitać Brtighton High School.