photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 1 LUTEGO 2015

1.

Dzisiejszy dzień był pełen emocji. Wejście w nowy rok 2015 odbyło się z wielkim hukiem, Lena została zaproszona przez swoją najlepszą przyjaciółkę Gosię na imprezę. Punkt 17:00 Lena z Gosią i trzema innymi przyjaciółkami udały się po zakupy na zabawę.

-Hmm... Jak myślicie co jeszcze powinnyśmy kupić? -zapytała Iwona.

-Kupiłyśmy wszystko co było na liście, więc coś mi się zdaje że już wystarczy, prawda dziewczyny? -zapytała Lena.

-W sumie to tak, możemy już wracać i zacząć pichcić naszą ucztę. -potwierdziła Klaudia

-Chodźmy! -Krzyknęły chóralnie Ula z Martą.

-Jestem taka głodna, a przy okazji mam ochotę pokazać wam moje umiejętności kucharskie. -Zaśmiała się Marta.

Po skończonych zakupach dziewczyny udały się do domu Iwony i zaczęły przygotowania. O godzinie dwudziestej wszystko było gotowe i zaczęli przychodzić goście, impreza na ponad 15 osób. Wszystkich ogarnęła radość, spowodowana pysznym jedzeniem, dobrą muzyką i świetnym towarzystwem. Pięć minut do nowego roku, imprezowicze wyszli z domu i udali się na boisko, każdy z nich wyposażony w większe lub mniejsze fajerwerki. Ostatnia minuta, zaczęło się odliczanie.

-Ostatnie chwile tego roku, jesteś gotowa Lena? -spytała Ula.

-Żebyś wiedziała, mówię ci ten rok przyniesie wiele dobrych niespodzianek. -Odpowiedziała z promienistym uśmiechem.

Zostały ostatnie sekundy, wszyscy z zapartym tchem spoglądają na zegarki i nagle bum, stało się. Niebo czarne jak smoła z widocznym małym białym księżycem, zostało obrzucone tysiącami migających i wybuchających świateł. Widok ten trwał przez pierwsze 30 minut nowego roku, nikt nie mógł oderwać wzroku, wszyscy wgapieni w piękny, ciągle zmieniający się obraz, niebieski zamieniał się w fiolet, czerwień tańczyła zmysłowo z żółcią, a zieleń biła się z pomarańczą. Chłopcy zaproszeni na imprezę postanowili zaplanować wielki finał, kupili największą możliwą rakietę w mieście. Kiedy fajerwerki powoli zaczęły ucichać, postanowili dokonać dzieła. Rakieta poleciała wysoko i eksplodowała, rozpylając miliony światełek w każdym kolorze tęczy, dla każdego był to oszałamiający widok. Po powrocie na imprezę goście siedzieli najpóźniej do trzeciej w nocy, Lena która mieszkała stosunkowo blisko postanowiła wrócić do domu. Około godziny 3:30 była już w swoim mieszkaniu, weszła po cichutku by nikogo z domowników nie zbudzić i położyła się do łóżka. Przez dłuższy czas nie mogła zasnąć, ciągle żyła imprezą, jednak zmęczenie wygrało i Lenę zmorzył sen.

-Wstawaj, wstawaj. -Powiedział męski głos.

Lena obudziła się, ale nie otworzyła oczu, myślała że to ojciec każe jej wstawać, a ona nie miała zamiaru budzić się tak wcześnie, więc go zignorowała.

-Mała dziewczynka nie chce się mnie słuchać, co? -Wypowiedział głos -No już podnoś się.

Do Leny powoli zaczęły docierać głębsze myśli, poczuła że to na czym leży nie jest jej pościelą, ale chłodnawą trawą, że nie jest przykryta swoją kołderką tylko ciepłymi promieniami rozgrzanego słońca, a także poczuła że zamiast jej miękkiej poduszki ma pod głową tylko swoją rękę. Oszołomiona zerwała się na równe nogi, a jej wzrok wylądował na mężczyźnie który wcześniej kazał się jej obudzić.

-Aaa... nareszcie postanowiłaś się obudzić, trochę ci to jednak zajęło,

ale dobrze że już nie śpisz. -Powiedział mężczyzna z uśmiechem na twarzy.

Lenę zamurowało, stała wyprostowana i wpatrzona w dziwnego mężczyznę. Jej umysł zaczął samemu sobie zadawać pytania: Co tu robię? Gdzie jestem? Jak tu się dostałam? Czy to jest tylko sen? Jeśli tak to dlaczego taki dziwny?

Osobnik stojący obok zauważył jej osłupienie. -Ależ gdzież są moje maniery  zwrócił się do Leny.

-Zapewne chciała byś się dowiedzieć gdzie jesteś i co tutaj robisz. Zacznijmy więc od podstaw.

Nazywam się Hayams i jestem mistrzem gildii zwanej Clonmel. Aktualnie znajdujesz się w świecie zwanym Atreia w państwie o nazwie Leyos.

Lena słuchała uważnie Hayams'a, i po chwili zdecydowała się coś powiedzieć.

-W.. Witam, nazywam się Lena. -Powiedziała niepewnie. Może mi pan powiedzieć, czemu tu jestem i jak się tu dostałam? -Zapytała z niepewnością w głosie.

-Ależ oczywiście, z tym nie będzie żadnego problemu, widzisz w naszym świecie istnieje magia, każdy z obywateli posiada swoje umiejętności magiczne. Oprócz tego istnieją także przedmioty posiadające moc, mogą to być zaklęte pierścienie, amulety, broń, czy nawet rośliny z magicznymi właściwościami. Dostałaś się do tego świata właśnie przez odnalezienie jednego z naszych magicznych przedmiotów. Spójrz na swój pierścionek, jest na nim wyryta runa teleportacji do naszego świata.

Lena spojrzała na swoją dłoń i faktycznie na jej palcu był piękny złoty pierścionek z białym kryształem i ledwo widocznym wyrytym dziwnym napisem. Właśnie w tej chwili doznała olśnienia. Dzień wcześniej kiedy razem z przyjaciółkami wracały z zakupów, zobaczyły stoisko z biżuterią prowadzone przez uroczą starszą panią. Dziewczyny postanowiły sprawić sobie prezent i Lenie akurat ten pierścionek spodobał się najbardziej, więc go kupiła.

-Ale jak to możliwe!? Inny świat, magiczne przedmioty, teleportacja, przecież to niemożliwe, to musi być sen! -Wykrzyczała dziewczyna.

-Dla ciebie może wydawać się to niemożliwe, ale powiem ci że to nie jest sen, prawda że w twoim świecie nie ma magi, ale u nas jest ona na porządku dziennym. -Powiedział spokojnie Hayams.

-Czyli aktualnie jestem w jakiejś Atrei. Dobrze, tylko nie odpowiedział mi pan jeszcze po co tu jestem, a i czy mogę wrócić do swojego świata? -Zapytała Lena

-Ta rozmowa będzie długa, a to miejsce nie jest do tego odpowiednie. Mogę ci teraz tylko powiedzieć że nie znalazłaś się tu przez przypadek. Jak powiedziałem wcześniej, masz na sobie magiczny pierścień, który sam sobie znajduje właściciela, ty nie kupiłaś go tylko z własnej woli, on sam chciał abyś go nabyła. -Wyjaśnił mężczyzna. -Ale skończmy na razie rozmowę, mam przyjemność zaprosić cię do naszego budynku gildii, wytłumaczę ci dokładnie cel twojego przybycia.

Lena była zdezorientowana, nie do końca jeszcze rozumiała co się dzieje, po chwili tępego wpatrywania się w mężczyznę postanowiła zgodzić się i pójść z nim. Tak bardzo jej umysł skupił się na obecnej sytuacji że nie zdała sobie sprawy w jak pięknym miejscu się znalazła. Zaczęła się rozglądać, miejsce w którym się obudziła było olśniewające, mała zielona polana na sporym wzniesieniu, na jej końcu rosło piękne i mocarne drzewo na którego koronie śpiewały ptaki przypominające z wyglądu sikorki. Niebo bez ani jednej chmurki stawiało złote słońce na pierwszym planie, do tego lekki i chłodny wietrzyk dawał bardzo przyjemne uczucie dla odkrytego ciała.

-Dobrze więc, ruszajmy w drogę, chodź za mną. -Powiedział Hayams.

Mężczyzna zaczął iść przodem, więc Lena ruszyła powoli za nim, nie zwróciła wcześniej uwagi na jego wygląd. Hayams był wysoki, na oko około czterdziestu lat, miał długie czarne włosy zwinięte w koński ogon i lekki zarost na całej twarzy. Jego strój był całkiem ciekawy, odziany był w lekką srebrną zbroję która bardzo mocno odbijała promienie słońca, dlatego na swoich barkach miał przywiązaną długą czarną pelerynę, oprócz tego do jego pleców była przymocow

Zarejestruj się teraz, aby skomentować wpis użytkownika lamusek29.