Nię będę pierdolić o ludziach, jacy to źli są i straszni, sama nie jestem ideałem-takie nie istnieją.
Nie rozumiem wsadzania wszystkich "do jednego worka", ludzie są różni i gówno prawda, że każdy Cię obgada, że nikt już nie jest uczciwy, a skoro nie spotkałeś takiej osoby, to zapewne źle szukasz i sama chyba zabłądziłam gdzieś w tym całym syfie, jakoś nie ufam ludziom i nawet gdybym chciała, to nie umiem.
Źle szukałam, na początku wszyscy byli lojalni, wielcy przyjaciele.
Teraz już sama nie wiem, bo nasłuchałam się wiele.
I kurwa nie chce mi się gadać już z nikim "na poważnie", bo tu każdy ma jakieś swoje jebane racje i mogę sobie mowić nawet w twarz co myśle, ale co z tego skoro zawsze musi kończyć się na mnie i nagle ja staje się najgorsza.
I w kółko to samo-zawsze.
Może trzeba z tym skończyć? Przecież z najbliższymi powinnam czuć się dobrze, prawda?
A tu wszędzie sieją ferment za plecami i gdy tylko nie widzisz wytkną Cię palcami. A Ty?
Nie umiesz mnie nawet wysłuchać i w dupie masz wszystkie te sprawy i w sumie bardzo słusznie.
Niech będzie tak jak jest, że jeśli my, to my i nikt inny więcej, bo i z nas zrobią bagno, a tego raczej nie chcę.