Ponownie zachód słońca. Tym razem w nadwiślanym wydaniu. Zrobienie go wymagało niebywałej odporności na wszechobecny odór ściekowy, ale dla takiego efektu warto było. Szkoda tylko, że nastrój nie był kompatybilny choćby z pięknym widokiem nieba.
[i]I dream of rain
I lift my gaze to empty skies above
I close my eyes
This rare perfume is the sweet intoxication of her love.[/i]
Nie moge oderwać się od tej piosenki. Tak jak od Ciebie trudno mi było oderwać się dzisiejszego wieczoru, na dodatek w taką pogode.