jutro kończę licealny etap mojego życia.
jak mi z tym?
ciężko, nie wiedziałam, że aż tak.
na początku zarzekałam się, że będę najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi, gdy wyjdę z tej szkoły.
dziś, no cóż- chce mi się płakać.
pokochałam Tych Ludzi.
niektórych tak mocno.
nie wiedziałam, że ten proces będzie możliwy i że uderzy z taką intensywnością.
nie mogłam nad tym zapanować.
poprostu.
świadomość opuszczenia tej walniętej klasy jest... straszna.
z kim będę się użerać, że Księżom nie chodzi tylko o kasę,
komu będę wyznawać, że jest Miłością mojego życia, jak nie Szyterowi (;P ;D),
do jakiego profesora będę mogła mówić "Cześć Wujku", a On się do mnie uśmiechnie i powie "Cześć ciocia Jadzia, Ty się normalnie obijasz i mnie nie odwiedzasz...", jak nie do Pana Wąsa?!
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
Idę popłakać.