Znów.
Znów tłumy ludzi, przebijających się tłocznymi alejkami z naręczem chryzantem i zniczy do "swojego" grobu (swoją drogą, co za nieszczęśliwe złożenie). Znów tłoki, komunikacja miejska, nekropolie, spotkania rodzinne, wielkie obiady, głośne śmiechy i rubaszne żarty...
Znów, znów.
Ale ja w tym roku się wyłamałam. Siedzę w domu, piszę olipiadę, jest 19.25, a ja nie byłam dziś na żźadnym cmentarzu. Dziwnie się z tym czuję.
Dziwnie, ale nie źle. Ominęły mnie spędy rodzinne i grupowe wyjścia na cmentarz w takie zimno. Ja jestem przeciwna pamiętaniu o zmarłych na siłę. No, nieważne. Ważne, że się zbuntowałam...
Rok temu... 2 listopada, Kraków... Wszystko było takie inne, inne... Sama nie wiem, czy chciałabym wrócić, ale zaskakujące, ile przez rok się wydarzyło. 365 dni i chyba tyle samo zmian.
Cały czas nie wiem, co mam robić. Ja chyba jeszcze nie dojrzałam.
Szkoda, że nie wszyscy to rozumieją.
Cmentarz w Zaduszki
o piątej po południu
aż błyszczy od wszeobecnych
lampek.
(...)
~sprzed roku~
Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24