Bo co to znaczy mieć? Posiadać? Przecież to znika...Ani chwili nie jest tak naprawdę namacalne? Być może nawet my nie istniejemy... jesteśmy tylko wyimaginowani w czyjejś wyobraźni i to on nami kieruje? Może jesteśmy tylko rozbudowanymi bakteriami w świecie innych bakteri? Może są większe baktery niż my? Jakoże jestem tylko nieznacznym elementem tego świata więc sobie odpuszczam za wszystkim co może spowodować moje odejście... to znaczy, że odejdę sama z siebie i będę pania życia nie będę czekac aż śmierć łaskawie zabierze mnoie ze sobą. Kurwa w końcu mam rozum i wolną wole więc dlaczego niby ten bóg jest taki samolubny i chce sam decydować kto kiedty ma odejść. Niby najmądrzejszy z najgłupszych... ja bym sie nie szczyciła bo nawet ja jestem mądra przy konkretnych debilach.
Dobra dręczy mnie tylko jedno pytanie... czy wszyscy są nikim? Czy nikt jest wszystkim?