Ja składam się z części niespójnych, przeczących sobie nawzajem. Jedna mówi: chcę stąd wyjść, druga mówi: ja zostaję. Wiem, że to jest męczące nie tylko dla mnie, lecz dla tych, którzy ze mną przebywają. Mówią: "nie mogę znieść tych Twoich humorów i zmian" - pewnie racje mają, bo we mnie jest orkiestra, która grać razem nie daje rady Jedna część zadowolona, przyjmuje z pokorą wszystkie zmiany. Druga na to: pieprzę, ja nienadążam, wysiadam.
Czasami więc zdarza się, że nie wiem czego chcę.
Jedna część mówi: jest tak dobrze, druga: jest tak źle. Tyle sprzecznych myśli by czas pozszywać i wyciąć to, co złe niczym chirurg wycina wyrostek. Patrzę czasami na moje dłonie, lewa młoda jakby wiecznie wypoczęta, prawa pomarszczona, spocona i wiecznie napięta. Jak sytuacje w których wychodzi złość, bo wygrywa z tą drugą stroną.
Wypowiadam wtedy słowa, które bolą.