photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 21 PAŹDZIERNIKA 2010

Moherowe Pojebane Kurwy
W skrócie MPK. Dziesiąty czerwca (przedwczoraj) - magiczny dzień. Długo wyczekiwana matka boska pieniężna nadejszła. Długo nie zastanawiając się, postanowiłem wyruszyć na zakupy. Na zewnątrz upał - 30 jebanych stopni jebanego celcjusza w jebanym cieniu. Nie ma czym oddychać. Antyperspirant puszcza po 30 sekundach od aplikacji. Jebać! Postanowiłem przechytrzyć samego siebie - wsiadłem do autobusu komunikacji miejskiej w godzinach szczytu. Chyba nie muszę dodawać, że wydałem na siebie wyrok śmierci. Ale w jakże doborowym towarzystwie...

Naprzeciwko - moher - stary, śmierdzący naftaliną babsztyl, spocony jak świnia po porodzie. Na głowie (oczywiste) czarny moher. Wersja ulepszona, z GPSem (taki pierdolnik osodzony na czóbku łba), pod zalaną potem pachą zgniłozielona torebka z węża od 'PRADO', na syrach białe soksy a na nich sandały z koziej pały, kolor ecru (oryginalnie białe tylko kurwa zadbać o nie nie umiała). Siedzi szmata i dyszy. Jebie kurwie z mordy zwłokami świeżo pochowanego współmałżonka. Co chwila wyjmuje z kieszeni mokry kawał tkaniny (wyglądem przypominającą moją ścierę od podłogi), celem podtarcia czoła, szyi, pach i szpary między zwisającymi po kolana wymionami.

Myślę se: luz, każdy kiedyś może stać się grzybem, jebać! Rozglądam się po autobusie, celem zmiany loży na mniej vipowską. Z oddali dostrzegłem blachę. NOrmalna, standardowa polska blacha - bordowa morda, pomarańczowe ciało, biały kozak, borsuk na łbie, złoty tips, różowa bluzka ze srebrnym motywem innej blachy, dżinsowe majty - imitujące szorty i czarna torba z bazaru, cała w ćwiekach. Myśle szybko: lajt. One się chyba myją. Raz kozie śmierć - idę. Na kolejnym przystanku zająłem miejsce obok (jak się później okazało Aldonki). W autobusie jebało już śledziem, rzygami i kac kupą. Jedziemy. Nagle słyszę jakoś dziwnie znajomy głos. Głos dobiegał z torebki Aldony. Ten głos powtarzał pięciokrotnie: "Jesteś najpiękniejszą księżniczką na świecie". Był to głos Krzysztofa Ibisza, który Aldonka miała ustawiony jako dźwięk przychodzącego połączenia. Po trzecim powtórzeniu Aldonka postanowiła łaskawie odebrać, kończąc tym samym torturować moje bębenki. Gadała z Anką. Cały autobus miał okazję dowiedzieć się, że Aldonie dni płodne zaczynają się w momencie kiedy Ankę zaczyna dopiero zalewać. Moja współtowarzyszka podróży w drodze do szkoły (o tym też wspomniała) po 10 minutach jazdy stwierdziła, że już jej się nie opłaca. Postanowiła namówić Ankę na wyjazd nad jezioro. Nad jeziorem był już Marek, a Marek ma przecież skuter, więc pewnie da się przejechać.

Wysiadła. Ja przesunąłem się w bliżej okna, celem zaczerpnięcia świeżego powietrza, którego zdecydowany deficyt występował w autobusie, zwalniając jednocześnie swoje dotychczasowe miejsce. Długo nie trzeba było czekać, aż ktoś je zajmie. Był to słoń. Albo inaczej - hipopotamica w ciązy mnogiej. Kurwisko na lajcie ważyła ponad dwie setki. Zapytała czy mogę przesunąć się jeszcze bliżej okna, bo ona się nie mieści. W ostatniej chiwili pomyślałem. Ustąpiłem jej miejsca całkowicie. Wysiadłem dwa przystanki przed wczeniej zamierzonym celem. Jechałem 45 minut. Na piechotę przeszedłbym ten odcinek drogi w 15 minut.

Tego dnia nie kupiłem nic. Wkurwiłem się tylko niepotrzebnie. Rozbolała mnie głowa. Spociłem się jak wieprz, ale ode mnie przynajmniej nie jebało. Byłem tylko mokry. Nie wiem czy lubię lato. Zimy nienawidzę. ave.

Komentarze

~bilgo Kurw Michaś jesteś zaje***:D Aga
02/09/2012 21:17:40
~agabartnik nie wiedziałam Michał, że Ty taki bajkopisarz :D
09/12/2011 13:13:30
skrystalizowana hahah :D wyje*bane! :D
21/10/2010 19:01:21