Cześć.. nie wiesz, że robię ci wuama ale wsumie to chyba dobrze, bo pewnie wiesz co będę chciała tutaj napisać i nie pozwoliłbyś mi.
a więc z góry przepraszam, że tak Ci się wkradam.
Wiem, że jest cięzko.. sama nie raz upadałam krzycząc a później starałam się podnosić.. życie to cholerna walka a ja już również nie mam siły by z tym walczyć ale czasem trzeba pomyśleć nim coś się zrobi nie krzywdzić swojego ciała wmawiając sobie, że to pomaga bo prawda jest taka, że to nie pomaga tylko do końca życia pozostają Ci blizny.
A co do umierania.. podzielę w tej kwesti zdanie z Tobą. Wiele osób mówi, że chciałoby umrzeć z miłości, no fakt, to pięknie brzmi, ale w rzeczywistości zatracanie się w swojej bezsilności i w beznadzieji tego pierdolonego systemu który stworzył nam parszywy los wcale nie jest takie piękne. Wręcz jest okropne. Oficjalnie chyba stałam się zimną suką bez serca, wiele osób mnie tak nazywało kiedy jeszcze miałam to serce, a dziś już chyba nie potrafię kochać, więc śmiało, można tak na mnie wołać, jestem Suką bez serca ale co w tym złego? Chociaż w sumie nie, nie jestem nią.. Przecież nie ranię innych, a nawet jeśli to robię to nie robię tego celowo. To przecież nie moja wina, że nie trafiłam na osobę która mogła bym pokochać bezgranicznie i do szaleństwa. Tak bezgranicznie kochałam tylko raz, ale się musiało zjebać, może z mojej winy, może to z winy świata, nie wiem i chyba nigdy się nie dowiem.
Podobno ma być pod koniec tego roku koniec świata, generalnie nie wierzę w takie pierdolenie kota w bambus, ale jeśli to rzeczywiście racja, to kurwa, chce się jeszcze raz zakochać przed tym końcem. Ale już nie tak jak wtedy, nie w jedną stronę, nie tak beznadziejnie.
W sumie, już chyba powoli to robię, powtarzam swoją przeszłość, nie żałuję jej, w sumie nie żałuję niczego co zrobiłam, co mnie spotkało, jestem dumna z tego co było chociaż nie zawsze było kolorowo, przelewały się łzy tak samo często jak i krew. Roznosiło mnie z radości ale też nie raz rozpierdalałam dłonie o ściany z bezradności i ze złości. Nie żałuję. Szkoda tylko, że znowu zależy mi na kimś kto nawet o tym nie wie i nie ma nawet cienia szans na to, żeby mogł się domyślęć, że chodzi właśnie o tą osobę. Nie widujemy się praktycznie, rozmawiamy też raczej rzadko a nawet i wcale, nie mamy ze sobą kontaktu a mi tak cholernie kurwa zależy, dlaczego? Co ty takiego masz w sobie? Ktoś mnie kiedyś spytał co w tobie widzę, nie odpowiedziałam, bo nie wiedziałam co mam powiedzieć.. Może to ten twój zniewalający uśmiech, a może te twoje przepiękne oczka.... Albo ta twoja cholerna wyjebka która tak niesamowicie mnie jara, która z każdą chwilą sprawia, że chcę się do Ciebie zbliżyć jeszcze bardziej, że chcę twej bliskości, mocniej niż kiedykolwiek, że potrzebuję jej jak niczego innego. Nigdy tak nie miałam. Może to jedno z moich cholernych złudzeń, może znowu sobie coś uroiłam w tej główce, ale czy możliwe jest to, żeby urojenie trwało aż tak długo? Żeby trwało od początku znajomości aż po jej koniec? Koniec, bo nasz teraźniejszy kontakt jest teoretycznie zerowy, więc można go porównać z końcem, mimo iż jednak nim nie jest, nie dla mnie.
Przerażają mnie ostatrnio te wszystkie decyzje które muszę podejmować.. Ale no cóż, zdarza się i tak, że nagle cały świat, zwala mi się na głowę i ciska mnie twarzą o podłogę, żebym coś zrobiła, coś powiedziała, zmieniła, naprawiła, wyjaśniła.. Nagle wszyscy czegoś ode mnie chcą, a ja to tylko ja, jestem tylko człowiekiem i nie mogę, kurwa, nie mogę niestety zbyt wiele..
Chyba tyle.Do widzenia.