93.
Świat wokół mnie jakby się zatrzymuje. Wiatr cichnie, Will milczy, a serce zuchwałej brunetki uderza po raz ostatni. Przez sekundy zdające się trwać godziny trzymam jej ciało pod pachami próbując utrzymać je w pionie, wpatruję się w jej zastygłą w delikatnym uśmiechu twarz. W końcu krzywię się mrucząc pod nosem:
- Zepsułaś mi całą zabawę...
Zniesmaczony jej heroizmem i całą tą sytuacją zaczynam odkładać jeszcze ciepłe zwłoki dziewczyny na ziemię. Właśnie próbuję podjąć decyzję co z nimi zrobię, gdy nagle zaczynam czuć słabe mrowienie pod palcami. Zastygam w bezruchu, aż to dziwne odczucie ustaje. Uspokajam się i wzdycham głęboko, by po chwili znów wstrzymać oddech i popaść w jeszcze większe osłupienie niż poprzednio. Ogromne skrzydła, pokryte rzędami długich, białych piór wyłaniają się z pleców dziewczyny. Są tak czyste, tak nieskazitelne, że praktycznie świecą w ciemności nocy. Ostrożnie przejeżdżam opuszkami palców po chorągiewce spodziewając się poczuć jej sztywną fakturę, jednak okazuje się ona miękka i jedwabista w dotyku. W jednej chwili myślę, że mam omamy, a drugiej ta niesamowita aura skrzydeł otacza również mnie. Czuję światło burzące po kolei wszystkie bariery w mojej głowie. Sprawia mi to ból, a serce zaczyna uderzać dwa, albo i trzy razy szybciej, oddech staje się płytki i nierówny, a potem nagle wszystko ustaje. Czuję się tak samo jak przed pięcioma minutami - czyli pusty i pozbawiony jakichkolwiek uczuć, lecz coś znajomego powoli wyłania się na krawędzi mojego umysłu. Wspomnienie fontanny, plusku wody i bezchmurnego nieba, wspomnienie pary błękitnych tęczówek, długich loków i nieskazitelnych skrzydeł rozpostartych na tle słońca. Dwa imiona tworzące jedną całość. Lena i Afreii...
- Odsuń się od niej! - władczy głos nie pozwala mi na zrozumienie wizji, nie znosi sprzeciwu, więc nadzwyczaj posłusznie wykonuję rozkaz, odsuwam się od martwej dziewczyny ze skrzydłami wystającymi z pleców. Czuję, jakbym nie miał innego wyboru, jakby to właśnie był cel mojego życia. - A ty uwolnij tych niewinnych ludzi, których porwaliście, wezwij policję - te słowa nie są już skierowane do mnie, lecz do Willa. Chłopak bez słowa biegnie z powrotem do budynku.
Potem właściciel głosu opada na kolana przy brunetce. Brązowe loki... Jednym szarpnięciem rozpina połowę guzików koszuli, którą dziewczyna ma na sobie, niektóre z nich z brzękiem upadają na wyasfaltowane podłoże. Naszym oczom ukazuje się trupio blady fragment skóry pokrywający jej brzuch i żebra, co kawałek odznaczają się na nim zielone, bordowe i żółte siniaki, w miejscu, w które trafił nabój pistoletu - czyli tuż poniżej serca - widnieje brocząca ciemną krwią rana, boki dziewczyny umazane są rubinową cieczą.
- Co wyście jej zrobili? Co TY jej zrobiłeś?! - głos znów się rozlega, tym razem jest o wiele donośniejszy i głośniejszy.
Nie odpowiadam, nie mam pojęcia, co mógłbym powiedzieć i dlaczego. Przyglądam się za to obcemu, którego gniew jest teraz widoczny jak na dłoni. Krótkie, kasztanowe włosy, czarne ubranie, w które wsiąka krew dziewczyny, przewiercające mnie na wylot zimne jak stal oczy koloru burzowego nieba. W końcu przestaje się on we mnie wpatrywać i umieszcza swe dłonie na piersi trupa, nie rozumiem co chce osiągnąć. Nagle jego ręce i ciało, na których je trzyma spowija złoty blask tak jasny, że muszę zmusić się, by nie zasłonić oczu. Z otwartymi ustami obserwuję, jak siniaki na skórze brunetki bledną i znikają, jak ostatnie krople krwi wypływają z zasklepiającej się rany po postrzale i spływają bruzdami pomiędzy jej żebrami plamiąc wcześniej nieskazitelnie czyste pióra na jej skrzydłach. Posklejane strąki jej włosów wygładzają się, stają się lśniące i delikatnymi falami układają się teraz wokół jej głowy w coś na kształt aureoli. Na policzki wraca kolor, opuchnięta dolna warga przyjmuje właściwy kształt, rozcięty łuk brwiowy jest jak nowy. Wszystko to składa się na niewłaściwie piękną całość, żadna kobieta nie może być aż tak piękna. Chciałbym poznać smak jej skóry i ust, otoczyć wargami płatek jej ucha i zobaczyć uśmiech wkradający się na jej twarz.
- Zamknij się - dziwny nieznajomy znów się odzywa, czuję nienawiść, jaką do mnie pała. - Jeśli czegoś zaraz nie zrobimy, to możesz już jej nigdy nie zobaczyć.
Patrzę na niego zaskoczony, nie powiedziałem głośno ani słowa. Złoty blask znika, obcy podnosi dłonie i zakrywa nimi swoją twarz, słyszę jego pozbawiony rytmu oddech. To mi coś przypomina. Kolejne imię. Rafael. Nieruchome ciało pięknej dziewczyny leżące na ziemi, dziewczyny, którą sam zabiłem, a która uratowała swą śmiercią Willa - jedyną osobę, która bez strachu potrafiła ze mną rozmawiać nawet wtedy, gdy szaleństwo wyzierało z moich źrenic. Dziewczyny, która uratowała nie tylko jego, ale też i mnie, raz za razem biorąc wszystko na siebie. Lena. W moich oczach wzbierają łzy, gorzkie i cierpkie, pełne starych wspomnień, które nagle wróciły. Teraz wszystko jest już jasne, ta pustka wewnątrz mnie i ten brak jakichkolwiek uczuć, ten gniew, bezsilność i zagubienie, które towarzyszyły mi od tak dawna. Moje serce nie wie czy ponownie zacząć bić z radością, czy zatrzymać się równie nagle, co serce Leny, mojej Leny, mojego Anioła.
- Nie umrzesz, przecież jesteś aniołem, walcz Afrei - szepczę przysuwając się do niej i zamykając jej dłoń w swoich. - Nie odchodź teraz, kiedy w końcu może być dobrze.
- Zawsze mogło być dobrze, Danielu, zawsze, ale nie teraz - Rafael spogląda na mnie, nadal jest wściekły. - Uzdrowiłem jej ciało, ale bez duszy jest ono niczym innym jak tylko pustą skorupą, naczyniem, które zniknie tak szybko, jak się pojawiło. Ona podjęła już decyzję, odejdzie razem ze Strażnikiem, naszym Stwórcą, on zabierze ją z powrotem tam, skąd przyszła, zostanie w niebie, stanie się częścią światła. Nie wróci już na ziemię.
Jakby na potwierdzenie jego słów koniuszki palców dłoni, którą trzymam w swoich stają się lekko przezroczyste, ledwo czuję fakturę jej skóry i ciężar ciała.
- Zrób coś! - krzyczę do niego zdesperowany.
- Nie mogę. Już za późno, Danielu.
- Nie! To nie może się tak skończyć! Lena błagam cię! - moje łzy spadają na jej ramię, które również przestaje być już materialne.
Przytykam jej dłoń do swoich ust i po kolei muskam wargami każdy jej palec. Chcę zapamiętać jak najwięcej, bo czuję, że to naprawdę może być nasze ostatnie spotkanie. Długą chwilę się z nią żegnam, Rafael milczy, ale gdy już nawet jej skrzydła zaczynają opuszczać mój świat nagle wiem co muszę zrobić. Wejdę do jej świata. Składam ostatni delikatny pocałunek na jej ustach, a potem sięgam po pistolet.
- Do następnego, Rafaelu - mówię z krzywym uśmiechem.
Potem wymierzam w swoją skroń i bez wahania pociągam za spust.
To jeszcze nie koniec, Afrei.
Wszelkie poprawki mile widziane. Część dedykowana jest OpisyOpowiadaniaa - za bezgraniczną wiarę.
E.