Piszę tą notkę ze łzami w oczach, a w słuchawkach Birdy. może lubię się dobijać, może nie wiem co ze sobą zrobić. jak to możliwe, że człowiek, którego znam zaledwie od wakacji stał się dla mnie naprawdę wszystkim. nie wyobrażałam sobie dnia, bez rozmowy z Tobą... Nigdy nie było tak, to fakt... jest źle? a może jest dobrze. to skomplikowane bardziej niż kostka rubika. bo nie jestem szczęśliwa. może powinnam? nie mam przyjaciół... straciłam ich w tak niewyobrażalnie szybkim tempie, że nawet nie zauważyłam kiedy to się stało. czasem odkrywam, że nigdy nie byłam bardziej samotna.... przecież pierwszy raz jestem w takiej sytuacji. no fakt radzę sobie jakoś. i sobie poradzę, wiem. ale bolało będzie zawsze. żal do siebie też nigdy nie zniknie. to mnie niszczy od środka. rozpierdala mnie. dosłownie i w przenośni. i jedyne co na tę chwilę czuję to gula w gardle i łzy cisnące się do oczu. Ale spoko, luz. przejdzie. za niedługo . Tylko potem znów wróci. chuj wie kiedy i dlaczego. ale wiem, że wróci i znowu podłamie mnie psychicznie. Znowu uświadomi jak potrafię wszystko spierdolić. wiem, jeszcze nie raz coś spierdolę. nie raz nie docenię i nie pokażę że mi zależy... To się nie zmieni... bo to nieodłączna cecha tego moje popierdolonego charakteru, którego w sobie nienawidzę i za który przepraszam. Dobranoc.