Od kilku dni jestem chory na jakieś gówno. Wygląda jak grypa połączona ze świnką. Być może to jest ta słynna świńska grypa?
Zwolnienie lekarskie kończy się dziś, a w poniedziałek zapierdalam do roboty. Do tego czasu nie wyzdrowieję. Na szczęście lekarz źle zdiagnozował moje schorzenie nazywając je "zapaleniem górnych dróg oddechowych". Dzięki temu w poniedziałek po pracy idę oznajmić, że się chuja zna i chcę kolejne zwolnienie.
Jak na 7 miesięcy bezawaryjnej pracy to w końcu jakaś miła odmiana.
Obecnie zasłuchuję się w retro muzykę elektroniczną zagrywając się jednocześnie w Kyatto Ninden Teyandee. Tak mógłbym spędzić resztę swojego marnego życia. Czy jest coś piękniejszego od pikselowatej grafiki?
Dziś przemyśleń u mnie mało, bo i dzieje się mało. W ostatnich dniach myślę tylko o tym, jak odstrzelić sobie łeb i nie doszedłem do żadnych budujących wniosków.
Nancy zaś napieprza w Minecrafta w najlepsze. Taka to ma fajnie, szkoła od czasu do czasu, zero obowiązków i totalnie wyjebane na wszystko. Nikt od niej niczego nie oczekuje. Nie musi sie o nic troszczyć.
Ilekroć to za dzieciaka chciało się już być dorosłym i móc spać kiedy się chce.
Ilekroć za nastolatka chciało się już być dorosłym i móc legalnie kupić papierosy w kiosku.
Ilekroć ja za dorosłego chciałbym być z powrotem dzieckiem, które nic nie może.
Teraz, gdy mogę legalnie nie spać całą noc, kupić miliony litrów wódki, pójść do sex-shopu ja wolę być zależnym od mamy smarkiem, który tylko się obżera i siedzi przy komputerze.
Zawsze jest metoda, bym był uzależniony już tylko od niej. Musiałbym mianowicie dostać porażenia mózgowego albo inne upośledzenie umysłowe. Wtedy ze śliną do pasa i przezabawnym zezem byłbym w końcu wolny od tego świata pełnego obowiązków.
Chociaż wtedy nie mógłbym ruchać..
Terry pozdrawia i życzy nieprzyjemnego dorastania.