Żaba ;)
A tak w ogóle to tego... czuję się, jakbym straciła szansę... czuję, jakby ze mnie coś uciekało...
Nie jestem emo, ale czuję się jakoś dziwnie, jakbym coś straciła...
O dziwo, nie napawa mnie to smutkiem...
Raczej pustką...
Im więcej o tym myślę, tym mniej mam do powiedzenia...
Na początku gadałam i gadałam, a teraz wydaje mi się dziwnym, że w ogóle się tym zainteresowałam...
Oczywiście zainteresowałam się tym bez powodu, ale w tej chwili wszystko wydaje mi się inne...
Ja wiem, mi to przejdzie... i to szybko... znaczy ta pustka... to co teraz piszę, będzie obrócone...
"czułam taką pustkę, a teraz już wiem wszystko..." kto wie... jeśli pojawi się tu taka notka, będziecie wiedzieli, że ta "pustka", to tylko chwilowa dezorientacja...
Chciałabym, żebyście mnie zapamiętali, ale jest to trudne...
Trudno mi mówić innym, co jest dla nich dobre, a co złe, ale chciałabym, żebyście mnie zapamiętali jako osobę, która, choć sama miała z tym problemy, starała sie innym pokazać, że nic nie dzieje się bez powodu...
Przyjaźni nie zawieramy ot tak. To nie jest przypadek.
Wierzycie w przeznaczenie?
Bo ja wierzę... I jeśli wierzę, nie przejmuję się tym. Nie działam przeciw temu, bo wiem, że to właśnie te działania zaprowadzą mnie do tego, czego ode mnie oczekuje Bóg.
Nie działam też tak, żeby je wypełnić, bo ono w końcu przyjdzie, kiedy trzeba...
Jest taka ładna piosenka...
"coś tam coś tam sialalala
Z dnia na dzień do celu bliżej
I nic nie kombinuj, nie zmienisz nic
Z dnia na dzień do celu bliżej
Każdego dnia do celu bliżej...
coś tam coś tam sialalala
Poruszysz świat, a nic nie zmienisz..."
Uważam, że jedynym, co nam pomoże w wypełnieniu przeznaczenia jest wiara z Boga, obdarzenie go zaufaniem... Mi to uratowało życie...
Niby tato, niby ja, niby brat, niby mama, ale ja wiem swoje.
Wtedy to czułam.
To nie były nasze siły.
To był dar od Niego...
Wstawił się za mnie u Boga i uratował mi w ten sposób życie...
On... Oni!
Jestem im wdzięczna, obiecałam wtedy Bogu, że ...
Trochę mi teraz trudno wypełniać tą obietnicę, ale jednak staram się...
Lenistwo jest największym wrogiem prawdy.
Prawda jest wrogiem dobra.
Dobro, to nie mądrość.
Mądrość jest równa bólowi i cierpieniu.
Może i jestem narcystyczna, ale ja na prawdę w życiu kieruję się swoimi zasadami, mam moje motto, nikogo nie słucham i uważam, że to dobrze. Nie uważam tego za narcyzm (jak to niektórzy).
Uważam to za dobrą cechę, samowystarczalność, oryginalność i pewien rodzaj buntu: nie będzie mi nikt dyktował, co mam robić! Chyba że Bóg.
To on mi dał talenty i to jemu je zwrócę... Wiem, że to nie dzięki Niemu akurat ja je posiadam, ale to On mi je dał i jestem mu nadzwyczaj wdzięczna.
Teraz już wiem, że ból i cierpienie prowadzą do mądrości, dlatego dla mnie są równe...
Wiem, że to, co nam przeszkadza, o co obwiniamy Boga dzieje się po to, żeby dac nam szczęście...
Mojemu ukochanemu R. matka wytłumaczyła, że stracił wzrok, bo Bóg go kocha i naznaczył go swoim piętnem. Mówiła mu, że dzieje się tak, ponieważ Bóg wybrał właśnie jego, żeby coś stworzył, żeby się nie poddawał, żeby cierpiał i doznał oświecenia...
I tak było...
Choremu Kamilowi matka tłumaczy, że Bóg go naznaczył, ponieważ chce go mieć u siebie, chce mu dać przepustkę do nieba...
Mówiła, że kiedy ktoś cierpi na ziemi, do nieba idzie bez utrudnień...
Oczywiście żadne słowa nie pobiją uśmiechu filmowej Evelyn i jej okrzyku "Tatusiu, anielskie promyczki! Dziadek nam przekazuje, że jest z nami!". Łzy w oczach Brosnana były niesamowite... A to dlatego, że w tym samym momencie, taka mała srebrna łezka popłynęła po moim policzku. Może jestem zła, może jestem okrutna, nie wiem...
Wiem tylko, że mam za sobą 50% drogi do dobra: chcę się poprawić.
Zawdzięczam Jemu oraz Bogu zycie...
___________________________________________
Chciałam podziękować Mikiemu...
I tym, którzy przeczytali to wszystko tak, że rozumieją, co starałam się przekazać...