No to zaczne od tego ze pewnego razu byl Baniowy Ludek który udał sie w podróż w poszukiwaniu Masy. Potrzebował jej gdyż tylko ona potrafiła uzdrowić jego matke, która chorowała na ciężką wysypke pachwiny. Spakował swoje tobołki, przeczesał kłaki i wyruszył w świat, Nie wiedział gdzie można Jej szukać, ale wnet przekonał sie, że jego przeznaczeniem jest zdobyc Mase i był przekonany o tym, ze ją znajdzie. Nie poddawał sie mimo licznch niebezpieczeństw, które napotykał na swej drodze. Nawet zboczonych pseudoblogowiczów, którzy tylko czyhali na to, żeby okraść go z cnoty. W rzeczywistości nie bał sie ich wcale, bo cnoty już nie posiadał. Jakkolwiek przemknął przez gęsty las, w którym drzewa przesłaniały widok trawy i odwrotnie zbierając po drodze grzyby. Lubił grzyby. Zresztą każdy lubi wielkiego grzyba. KIedy tak błąkał sie po ciemnych zapomnianych szlakach wraz ze swym towarzyszem Grzybem odkrył, że przywiązał sie do niego. Od tej pory doszedł do wniosku, ze pachwina matki nie jest tak ważna jak prwdziwa męska, platoniczna przyjaźń. Został z grzybem i od tamtej pory zyli długo i szczesliwie, a matka z chorą pachwiną zaczła brac ciezkie psychotropy i zwariowala. Sweeeeeeeeet happy end ;*;*:*:*:*:* na zdj grzyb w okularach przeciwsłonecznych, grzyb w piłce plazowej i grzyb w pekinczyku i grzyb w ustach chłopca pośrodku :*