Zdjęć mi brakuje, no!
Na imprezę do Saszy nie idę, bo nie ma kasy, za to są wielkie i bolesne zakwasy po wfie.
I nawet nie wiem, czy mi żal tej imprezy, czy nie.
Chyba nie.
Dopiero minął drugi tydzień szkoły, a mnie już lekcyjna rutyna pochłonęła na dobre. Sudoku na historii, pierdolenie o Szopienie na polskim, na matmie powtarzanie wszystkiego w koło Macieju, na angielskim wysłuchiwanie legendarnego "Nataaaaalia!", na technologii znacznie zwiększona częstotliwość używania przekleństw, na fizyce przesiadanie się, a na chemii bez komentarza.
I tak sobie czas płynie powoli.
W sumie to tragedii nie ma.
Wzięło mnie ostatnio na Sigur Rós. O mamo, mogłabym tego słuchać i słuchać i nigdy nie przestawać. Strasznie żałuję, że nie przycisnęłam trochę rodziców i na ich koncert nie pojechałam. Ale, jak sami panowie twierdzą na swojej najnowszej płycie "Viđ spilum endalaust" (We play endlessly), więc może na następny koncert się załapię.
:)