Dobra chuj z tym bo i tak pewnie mało kto to przeczyta, z resztą większosc osób patrzy tutaj na spam a nie na notki wiec sie wyżyje i napisze co czuje i co we mnie siedzi bo normalnie eksploduje. Nikt nie wie o tym że co wieczór siedze w łóżku przy dobijających piosenkach i rycze, zwyczajnie użalam sie nad sobą jak ten noł lajfer ale kurwa mam powody. Nie będe sie tu zwierzac z moich "przeżyc" bo to moje prywatne sprawy a nie chce żeby ktoś o nich wiedział ale tak, siedze i sie nad sobą użalam. Dzisiaj pierwszy dzień w szkole i znowu wszystko od nowa. Jedno i to samo w kółko. Siedzenie na tych nudnych lekcjach, z mało kim gadam, siedze cicho z głową w książce, często zamyślona i gówno z tej lekcji wiem i umiem. Na przerwach siedze cicho, nie gadam ze znajomymi bo poco skoro cokolwiek powiem, oni mają w dupie i udają że mnie nie widzą. Rozmawiają między sobą a ja oparta siedze i wszystkiego wysłuchuje chociaż i tak nie jestem w temacie bo oni mają swoje sprawy a ja jak zwykle o niczym nie wiem. Jestem takim odludkiem, nicnieznaczącą osobą. Całymi dniami siedze sama w domu bo nikt mnie nie chce. Nie czuje sensu wychodzenia na zewnątrz skoro ludzie to zwyczajne świnie. Nienawdzie ludzi. Niby wyjde na dwór ze znajomymi ale jest to samo co w szkole, odchodzą na bok, rozmawiają o czymś między sobą a ja coś powiem to grobowe miny i wyjebka. Nie mam tu nikogo. Kilka osób czepiało sie o moją nazwe na asku "jestę nikim" ale kiedy to prawda! jestem nikim. Jestem zwykłym pustelnikiem, dziewczyną z marzeniami żyjącą w szarym świecie gdzie jej nikt nie chce. Najchętniej wszyscy wepchnęliby mnie pod auto żeby sie mnie pozbyc. Jestem jak piąte koło u wozu. Nikomu tu nie jestem potrzebna, nie moge sie odnalezc a hejty lecą na mnie strumieniami. Wiem że kiedyś byłam chamska, i mówiłam różne rzeczy na innych ale to było kiedyś, dziwne, bo wtedy mnie lubili, a teraz kiedy nie szukam już kłopotów i życie stało sie dla mnie trudniejsze niż mi sie wydawało, odwrócili sie ode mnie. Kiedy właśnie stałam sie bardziej spokojna, bo nie widze żadnej radości w życiu. Poco ja jestem w ogóle na tym świecie? cały czas zadaje sobie to pytanie. Od czasu do czasu pisze w moim bezsensownym pamiętniku o tym jak życie jest do dupy, jak nienawidze ludzi którzy mnie traktują jak śmiecia, rodziny która mnie uważa za najgorszą, rodziców którzy zadali mi wiele cierpienia i okazali zero zrozumienia, tu nie ma miejsca dla mnie, dla każdego jestem śmieciem. Jest jedna osoba która wiem, że mnie potrzebuje ale kurwa mac mieszka ode mnie 2 tysiace kilometrów dalej. Jakby na drugim końcu świata. Nie wytrzymuje bez niego, ja już nie daje rady, staram sie byc silna, nie pokazuje tego, że jestem słaba ale to dla mnie coraz trudniejsze. Wystarczyłoby aby mnie przytulił chociaż przez chwile, abym poczuła że jeszcze coś dla kogoś chociaż troche znacze. Ale to niemożliwe. Cały czas ktoś mnie rani, zadaje mi ból, cięłam sie nie raz i to przyznaje, popadałam w lekką depresje, miałam pełno siniaków na ciele, ran, blizn, i co mi z tego? Kolejne kopniaki w dupe. Jestem nikim.
Fuck it.