Jestem wadliwa.
Nie umiem, nie potrafię, nie rozumiem... ale się staram.
Chuj z tym że nawet jeśli zostaje to "docenione" to za chwile są nowe wonty.
Dopadła mnie ta jebana melancholia.
Nie czuję się fizycznie, psychika boli.
Nie wiem czy dziś zasnę, boję się moich myśli.
Posiedzę sobie i poegzystuję.
Te piękne kolory czasem blakną, postarajmy się oboje i pomalujmy nasze życie na nowo.
Żalę sie na tym jebanym fotoblogu, pozdro.
Przydałaby mi się teraz ciepła herbata i dobry dramat.
Ale przestaję czuć swoje ciało... nie mam ochoty, siły czy jebanej motywacji zeby ruszyć dupę z łóżka.
Znów się wyalienuję i tak będzie lepiej, dla wszystkich.
Wszystkich poza mną.
Jestem zjebana.
Patrzę na moje ciało, na moje ręce... wydają się być obce.