Wczoraj, pomimo chorego pęcherza (czego dzisiaj odczuwam bolesne skótki) byłam w Teatrze Słowackiego na "Weselu" Wyspiańskiego. Słowacki, przepiękny teatr, jak widać na zamieszczonym obrazku (ta kurtyna jest świeeetna...tylko nie rozumiem, dlaczego postacie tych kobiet i tego anioła są tak zaznaczone światłem...) tylko co z tego, skoro sztuke reżyserował....węgier =_= Od "ballad i romansów" mam teorie ze ktoś z zagranicy nie bedzie w stanie dobrze wyreżyserować jakiś waznych polskich utworów, a to "Wesele" mnie w tym przekonaniu utwierdziło.
1. Co by zaoszczedzić na kosztach, dali "współczesną scenografie" - zamiast strojów ludowych był dwie laleczki made in china!! To odebrało zupełnie klimat i sens sztuki! Uwspółcześnianie jej za komuny moze miałoby sens, ale w dzisiejszych czasach to sie ni jak nie trzyma...
1a. Wiecie jak wygladał Chochoł? Stary dziad trzymajacy róże owinięta w folię. Genialne. A teraz niech ten kto to wymyślił wsadzi sobie ta różę w...
1b. A Wernyhora był obrazem....
2. Ucieli kilka wątków. Np. z tym dawnym narzeczonym.
3. Aktorzy byli za cicho. Musiałam sie idealnie skupić aby cokolwiek usłyszeć.
4. Reżyseria kulała. Chociaz aktorzy starali sie jak mogli, nie byliw stanie tego naprawić. Najlepsze, najważniejsze sceny ZRĄBAŁ NA CAŁEJ LINI! "A to Polska własnie" wyglądało jak przelotny, nic nie znaczący dialog, text którym Poeta chciał poderwać Panne Młodą. To było żałosne i smutne. Wiekszość najważniejszych scen taka była. Wygladało to tak jakby reżyser nie miał pojęcia co reżyseruje....
ALE
Gra aktorów była świetna. Oni starali się uratować cokolwiek to przedstawienie i o części im wychodziło. Oczywiscie, nie wszyscy. Szczególnie podobałą mi się gra Panny Młodej - nie licząć stroju, dokładnie tak ją sobie wyobrażałam! No, ale niestety, to za mało...
To przedstawienie było dowodem na to że nawet najlepsze dzieło można skopać złą reżyserką.
Tak btw - zastanawiam się, jak musieli się czuć widzowie po obejrzeniu w 1901 roku...
P.S. W szkole dopiero Kordiana przerabiamy xD