Głucho...cicho...wchodzę w głąb mojej duszy a tam nieustająca pustka...czuję chłód na policzkach...moje ciało owładnięte nicością...serce skamieniałe...oczy martwe...paznokcie sine od chłodu...ręce jakby z lodu...umysł jeszcze trzeźwy...lecz blokada w sobie, mur dłuższy od berlińskiego...zamyka mi świat prowadzący do Niego...czarne myśli...usta pełne nienawiści...brak ruchu...samotność przeszywająca każdy zakątek mego ciała...strach przed tym co nieznane...wspomnienia, które bolą...serce powoli przestaje bić...życie powoli ucieka...wszystko się ciągnie jak długa rzeka...drogi kręte...bez drogowskazów...błądzę...nie znajduję ścieżki...brak pomocy...ucieczki...ogień zaczyna palić coś we mnie...cierpię...drżę niezmiernie...nagle cisza...długa, tajemnicza, dotąd nieznana...patrzę i czuję, że jestem gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie...wiszę nad przepaścią i zaraz spadnę...