Ile smutku można wyczytać z moich zapłakanych oczu?
Ile bólu i cierpienia?
ILE?!
Czy mi pisanie jest być szczęśliwą?
Czy kiedyś ból zapomni o mnie i da mi być radosną?
Coś w to wątpię...
Znowu ból.
Znowu cierpienie.
Znowu łzy.
Ile jeszcze tego zniose?
Ile wytrzymam?
Nie wiem, ale już jestem na skraju załamania...
Już wysiadam nerwowo.
Już wysiadam psychicznie.
Jak chcę dobrze...wychodzi, że źle...
Jak próbuję się nie przejmować...wtedy słyszę, że mam wasze problemy w dupie...
Określcie się wreszcie bo w ten spsób mnie ranicie...
Czy kogoś to kiedykolwiek obchodziło co ja czuję?
Czy kogoś interesował mój ból i smutek?
Żadko, prawie wogóle...
Bo ja potrafię kogoś uszczęśliwić...
Bo ja potrafię komuś pomóc...
Ale sobie nie potrafię pomóc...
Bo zawsze stawiam wasze problemy na pierwszym miejscu, a swoje zostawiam gdzieś w tyle...
I co za to mam?
Wieczne fochy, że nie jest tak jak wy chcecie...
Wieczne bluzganie...
Wieczne krzyki na mnie i dawanie mi zjebek...
Koniec!
Nie mam nic do powiedzenia...
ale chociaz mam
pozdor dla kochanych
komentujacych
i dla wszystkich wogule
!!!!