Nie sądziłam, że kiedykolwiek powroty do domu będą dla mnie odskocznią i cudownym, błogosławionym czasem w moim zepsutym życiu.
A jednak.
Mama zaskakuje mnie pokładami miłości i wrażliwością. Siostra osobowością i dobrocią, skitraną w najdrobniejszym ciałku z klasy drugiej B.
W tych murach cieszyńskiej pipidówki jest dobrze. Cudownie. Właśnie dlatego, że zdarzają się nam takie nieopisane w skutkach tragedie.
Przewrotność życia jest niesamowita.
Zastanawiam się, czy bycie młodym, wymagającym idealistą i zniechęconym życiem stereotypowym studentem jednocześnie skutkuje koniecznością repetytywnych epizodów depresyjnych?
To słabość, wrażliwość, czy już zgorzkniałość w wieku dwudziestu lat z hakiem?
Jak bardzo opłacalne jest bycie otwartym?
A towarzyskim?
Skąd się bierze samotność?