fajnie mi się wspomina te spadochrony. jak byliśmy w turcji. gorąco, zapach chloru, hahah, małe pizze, którymi się ożerałam, a w postnych chwilach piłam hektolitry wody, czasami ze słodkim ulepkiem. a bartek co jakiś czas krzyczał: zobacz karolinko, spadochron. wydaje mi się takie dziwne, że ci ludzie (w ogóle obsługa) nie przyłazili ciągle... a nie, przyłazili i głaskali julę po główce. mama jak jej opowiedziałam i pokazałam zdjęcie powiedziała, że ja byłam ładniejsza i do mnie więcej ludzi się zatrzymywało. tak właściwie to w to wierzę.