NY DREAM:
'Schodze na parter mojego pentahouse'a.Widze tam kuriera, który ma dla mnie kwiaty. Patrze na liścik...od Vogue'a. Nic orginalnego, w tamtym tygodniu dotsałam tagie same kwiety od W. Chyba obcieli im budrzet, bo w tamtym roku, po udanej sesji okładkowej przysyłali mi wszytkie ciuchy użyte w sesji. Trydno Anna Wintour chyba niezasługuje na to, żebym była na okładce JEJ magazynu. Odwieram IMaca i wchodze na facebooka. Jak zwykle 1300 powiadowiem i nieco mniej wiadomości, i jeszcze te 650 zaproszeń do znajomych. Słysze jak dzowni mój IPhone, tak jak myślałam to O. Godzine póżniej spotykami się w Starbucks'ie. Bierzemy Frapucino i biegniemy na zakupy. Po prawej stronie butik Chanel a po drugiej Prady...bosh co tu wybrać. Wchodzimy do butiku Prady. Codzinny widok w przymieżali widać długie nogi Anji Rubik a przy kasie stoi Blake Lively. Dziwne...zawszę można było je spotkać u Karla. O. wybucha śmiechem, a ja nie wiem o co chodzi. Wybiegamy w sklepie jak najszybciej. Wbiegamy do Gucci'ego i buszujemy w poszukiwaniu idealnych sukienek na premiere jakiegoś tam filmu. Tych wiele było ich w tym tygodniu, że nie pamiętam. Po 2 godzinach wychodzimy z jakimiś 20 siadkami. Dobrze, że nasza limuzyna jest pod sklepem. Wrzucamy zakupy i jedziemy do butiku Louboutin'a. Teraz nasze siadki wzrosły to niewiadomych iliości.Teraz jakiś szybki Lunch. I lecimy do SPA....hahahah nie będziemy chodzić do publicznego SPA.Zamawiamy masarzystki, maniukiużyski i Bóg wie kogo jeszcze do mojego Penthause'a. Po 3 godzinach gotowe jedziemy naszą różowąlimuzyną.Dojerzamy i wychodzimy prosto na czarwony dywan. Tumy reporterów, robią nam zdjęcia....ale to, życie celebrytek jest szalone....
Kolejny raz budzę sięcała obolała i nie na czerwonym dywanie.... <3