Albo trawa jest ślepa i nie dostrzega pojawienia się zimy, albo jest zbyt dumna, by się jej pokłonić.
(A może jest zwyczajnie martwa, a ja nadinterpretuję jej postawę wobec mroźnej bieli, jaką uraczyła nas tego ranka jedna z sióstr jesieni?)
Lubię tak myśleć od rana, filozofować, określać świat na nowo, jakbym obudziła się ze stuletniego snu, a nie z ośmiogodzinnej drzemki.
Lubię tak wdychać mocny zapach mojej kawy, czekając cierpliwie, aż ostygnie na tyle, bym mogła zanurzyć w niej swój spragniony życia dziób.
I lubię zerkać przez ramię na moją kotkę, która śpi teraz w łóżku, choć w nocy daleko jej było do snu.
Lubię. Mróz. Zwłoki pod łóżkiem. Kawę. Fanaberie Brendy.. I śnieg. Dyskretnie, niby niezauważenie opadający na dno mojego serca.