miśki zakochane.
____________________
pamiętam doskonale, że dostałam je na te święta, gdy mama przebrała się za św. Mikołaja, a ja ją poznałam i wmawiali mi śmieszne rzeczy. 6 lat miałam. Dzisiaj cały dzień robię zdjęcia..różne. ee, zaraz - przecież codziennie to robię -.- Jak znam życie..pfu, nie życie, a raczej mnie - to pewnie zabiorę aparat ze sobą jutro nawet do fryzjera. Nieważne, czy porobię tam zdjęcia, czy nie - tak, żeby BYŁ. Nigdy nie wiadomo co się ciekawego po drodze trafi..może do salonu wpadnie szaleniec (kocham szaleńców) w wielkiej czerwonej czuprynie w kostiumie pałer rendżersss z nożyczkami i będzie groził, że poucina nam nimi głowy - a ja tego NIE SFOTOGRAFUJE, bo nie zabrałam aparatu, bo "po co komu aparat u fryzjera". no. dlatego go zabieram, gdzie się da ^^ dzisiaj Dzień Dziadka. Jak dla mnie bzdura - rozdzielanie dnia babci i dziadka, ale dobra..w ogóle te "święta" są .. smutne. to znaczy, nie smutne, źle mnie mogą zrozumieć. Załóżmy to na przykładzie "walentynek", które się zbliżają, a że nikt mnie nie kocha nic na nie nie dostanę, ale mniejsza - w walentynki mężowie swoim żonom i.t.d przynoszą róże i.t.p, są dla siebie mili, kochani, wieczorem uprawiają miłość - ale tylko w to święto. Na co dzień nie prowadzą małżeńskiej sielanki. Ja rozumiem, jak się obchodzi święta symbolicznie, ale jak ktoś traktuje to w sposób, że będą lubować się w jeden dzień w roku, bo wypada, to ja dziękuję. Ja bym np. nie przyjęła czegoś takiego, ale zacznijmy od tego, że u mnie w małżeństwie tak nie będzie, bo po pierwsze nie wyjdę za mąż, a po drugie nie pozwolę na to. Nie wiem po co to piszę - chodzi mi o to, że jak już mamy walentynki - to powinny być codziennie, codziennie powinien być dzień mamy, taty, babci, dziadka, córki, cioci, siostry, brata, przytulania, całowania, chłopaka, dziewczyny ... ale zapomniałam - ludzie do wszystkiego potrzebują przymusu, argumentu, dlaczego mają to robić. Może dlatego są te święta..żeby komuś KILKA razy w roku było chociaż trochę miło..
zeszliśmy dzisiaj całym rodzeństwem na dół, złożyć dziadkowi życzenia, który był prawie, że wzruszony (jakbyśmy nie przyszły, byłby zdenerwowany i wyżywałby się na czym się da), a po złożeniu życzeń powiedział, żebyśmy zostały. Zaangażował się strasznie, chciał nam zrobić herbatki (jakbym nigdy nie powtarzała, że nie lubię) i, że słodycze są jakieś i gówno. Przepraszam, może uznacie mnie za nie rodzinną i chamską, ale nie wiecie jaki jest mój dziadek i co się dzieje w mojej rodzinie, więc.. w każdym razie - dziadek nie umie z nami rozmawiać. Nie lubię tam u nich siedzieć właśnie z tego faktu, że wszystko jest na "przymus". Na przymus rozmowa, na przymus jedzenie. Zjadłam jednego cukierka, żeby nie było mu przykro, a najnormalniej powiedziałam na wszystko: nie dziękuję, bo dużo dzisiaj różnych rzeczy zjadłam i nie chcę sobie mieszać". Potem miałam ochotę po prostu iść na górę, bez słowa. Ja nie umiem się naturalnie wymigać, coś wymyślić, tylko posiedzę, dopóki naprawdę nie będę musiała iść. Co taką rozmowę na przymus zadawane jest pytanie na które udzielałyśmy odpowiedzi 4648464548x razy, czyli; "Jagódka, do jakiej ty klasy teraz chodzisz?" "Do drugiej gimnazjum", "A jak to teraz jest z tymi szkołami?", "zerówka, podstawówka od pierwszej do szóstej klasy, potem trzy lata gimnazjum, 3 liceum i.t.d..", "ooo, to kiedyś była podstawówka do 8 klasy, a potem się do liceum szło!" bla bla bla, co tam u was, kiedy ferie, srututtu nic nic nofink. fajnie, nie? Życzę wszystkim dziadkom, żeby umieli rozmawiać ze swoimi wnukami, a przede wszystkim najpierw DOBRZE ich poznali.
_______________________
czejść, do jutra.