Wczorajszą przeszło godzinną rozmową w polu z Patką, narobiłam sobie mętlik w głowie, porównywalny do pomieszania mleka i owoców do koktajlu. Chcąc wydusić te słowa z siebie, one chowają się, gdyż boją się reakcji osoby drugiej, tej kierującej do niej, tak jak ja. Dlaczego rzeczy, które z pozotu wyglądają na proste, przynajmniej w naszych główkach tak się ubzdura, to w rzeczywistości są dla nas za trudne i boimy się zrobić ten krok na przód... Serce mi się kraje na najmniejsze kawałeczki, nie powracają do postaci jedna cała, gdyż nie ma kto tego wszystkiego złożyć w całość, chyba, że ja zrobię to pierwsza i przysłowiowo kupię klej, żeby ktoś odwalił tą łatwiejszą robotę. Przydałoby mi się dowartościowanie z jakiejś byle jakiej strony, a co do tego tematu, to siostra Patki napisała mi 50 razy, że jestem ładna :zawstydzony: Chciałabym mieć koło siebie, takiego człowieka, który by od czasu do czasu ze mną porozmawiał, pocieszył, przytulił i wziął na dłuuugi spacer. Fakt, zapomniałam, moje marzenia się nie spełniają, a wiara w nie, prowadzi mnie w maliny... Tak, niby wiara jest ważna, ale jaki to ma sens w moim przypadku, no jaki? Dzisiaj oglądam filmy... Jakieś wesołe, co bym do końca się nie pogrążyła. Ps. bez ładu i składu, jest źle... Możesz kliknąć, jak chcesz mi poprawić humor, choć trochę, KLIK..