Lubię takie dni jak dziś. A może i nawet bardziej niż tylko lubię. Wreszcie z moich myśli mogę ulotnić rzeczy, które dzisiaj wykonałam, a na półke odłożyć te, które jutro zrobię. Cały dzień na przyjemnościach, oj. Nie wiem czy dla każdego przyjemnością jest wylegiwać się w łóżku do 8:30, po czym zrobić krótki aerobik (co by nie stracić kondycji do poziomu zerowego) do muzyki płynącej wprost z mojego prostokątnego przenośnego komputerka. Na śniadanie zrobić ukochane tosty z serem, salami, keczupem i dodatkami z kosmosu. Wypić zimne kakao oglądając przeróżne bajki, szczególnie te ulubione. Poszperać w internecie, poklikać na klawiaturce i poczytać o tych sprawach przyjemnych, jak foto. Zając troche miejsca na karcie pamięci w aparacie 7,1 mega pixelowym. Odetchnąc na pół świeżym powietrzem z balkonu, przy jednej z ruchliwszych ulic mojego miasta, podziwiając ludzi przechadzających się w dwie strony po chodniku, przy okazji wlepiając swój wzrok, choć przez chwile na moją osobę, stojącą na nim boso, włosami świeżo zmoczonymi prysznicem, w pidżamie. Odwiedzić hipermarket w poszukiwaniu tych rzeczy ważniejszych i tych mniej. Popisać o tych sprawach mniej i bardziej przyjemnych, pijąc gorącą herabatę z cytryną, która jest już słodka, dzięki pysznemu, weselnemu ciastu. Relaksując się, wylegiwując w przekroju okna, czytając książkę i zapominając przez chwile o świecie, tym realnym. Mm, kocham to. :>
Post scriptum. Klikać, na własne ryzyko, ale chociaż miłe.